"Pani przyjdzie jutro na 9:30, ok?"
No przyjdzie, przyjdzie - i tak mam na 9:30 w piątki. W sumie szkoda, bo wolałabym na 8 i żeby szybciej wrócić do domu.
Za 45 minut:
"To pani przyjdzie na dziesiątą, znaczy wpół do i pójdzie pani z klasą na rozgrywki."
No dobra,chociaż wolałabym na 8 i szybciej wrócić, no ale przynajmniej się wyśpię.
A jednak nie... Kolejne 45 minut minęło:
"Wie pani cooo, jednak pani przyjdzie na 8, bo to wszystko się kończy o 11:30. I zagadki o 8 pani zrobi.
Ano dobra,nie pośpię, ale o 12-ej jestem w domu!Yeaaah! Taki Dzień Dziecka to ja lubię - w piątki pracuję od 9:40 do 13:30, a świątecznie od 8 do 11:30. W to mi graj!
Pani przyszła na 8, oznajmiając mężowi, że dziś pracuje króciutko, pani zrobiła zagadki, poszła z klasą na turniej, szczęśliwa, że już po 10-ej i zaraz wolne.:) Wróci do domku, posprząta wszystko od stóp do głów, z góry na dół, wszerz i wzdłuż, potem się jeszcze poobija, wypocznie, poprzeciąga się, poklawiszuje na keyboardziku i zacznie świętować pierwszy wolny od trzech tygodni weekend.
Ostatecznie 11: 30 trwała do 14:00. Pani pracowała więc ponad 2 godziny za free, wróciła do domu z bólem głowy i niewąsko wkurwiona!
Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Dziecka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz