O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

wtorek, 27 listopada 2012

Po "Pokłosiu"

Kiedy znalazłam się pod kinem, to właściwie zaczęłam żałować, że się pofatygowałam. Ciemno, zimno, w domu stosy papierów do przerobienia, w dodatku po wyjątkowo wkurzającym dniu i jeszcze smutny film historią trącący. :/ Suma summarum okazało się jednak, że warto było porzucić stos papierów i zobaczyć to. Fakt - film ciężki. Ale nie aż tak, żeby po ciężkim dniu był nie do przyjęcia. Nawet dobrze spałam po tym wszystkim, choć obawiałam się, że będzie inaczej.
O "prawdzie czasu i prawdzie ekranu" się nie wypowiadam, to chyba działka dla historyków i innych takich, ale jeśli takie sytuacje rzeczywiście się zdarzają i jeśli takie problemy nadal istnieją, to podpisuję się pod opinią mojego, naszego współwidza kinowego (którego skąd indąd lubię i cenię za ciekawe obserwacje i bezproblemowość w dzieleniu się nimi), że świat to bagno, a ludzie to bydło...
Generalnie, polecam - można się przejść do kina, bo choć temat trudnawy, to nie deformuje mózgu tak, jak można by się spodziewać.
Mam nadzieję, że to koniec ciężkich tematów na ten tydzień i że najpóźniej w poniedziałek bez przeszkód wybiorę się "Mój rower", który będzie źródłem swoistego katharsis.:)
Coś wesołego, coś wesołego, coś wesołego!
Na gwałt!;)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Post scriptum

Coś jest w tym nerwie - siejąca dotąd opór w moich możliwościach umiejętność przycinania utworów mp3 właśnie została przeze mnie opanowana w niecałe 5 minut!
Wystarczyło spróbować.:)
To co- na halę?;););)

OBWIESZCZENIE

Uprzejmie informuję, że to ostatni rok w aktualnie wykonywanym zawodzie.

Koniec, abschluss  i  w ogóle co mnie kurwa podkusiło, żeby być tym, kim jestem!

Ta robota tak mnie wkurza, że mam ochotę pograć dziś w siatkówkę, choć siatkówkę potrafię tylko oglądać. Kto wie - może pod wpływem nerwa ujawniłby się nowe umiejętności?;)

Btw: SZUKAM PRACY!

niedziela, 25 listopada 2012

Kto przestawił zegarki?;)

Czemu ten czas tak zasuwa? Jeszcze nie zdążyłam zacząć się obijać w weekend, a znów zanurzam się w papierach. Za chwilę nie zdążę się odwrócić o 360 stopni, a będzie grudzień!
Grudzień?!
Grudzień!!!
"Nie dać się zwariować" - pamiętaj o tym pomimo grudnia.:)
Jutro "Pokłosie", a w piątek podjeżdża do nas "Mój rower". :) Ktoś chętny na przejażdżkę?:)

środa, 21 listopada 2012

Wymiętolona

Tak, stwierdzenie, że ten dzień mnie wymiętolił jest bardzo dobre. Tylko w swej trafności rzecz jasna, bo owo wymiętolenie nie jest stanem pożądanym. Ale nie można go uniknąć po dłuuugim dniu i na domiar złego - po małej ilości snu. Wolę jednak czwartkowe wieczory, choć wtedy moja wymiętolenie sięga zenitu, ale jednak lepiej czuć zew wolności.

Znów wracam do stopnia wyjścia i odruchu wymiotnego na myśl o swojej pracy i o tym, że najprostszą czynność muszę tłumaczyć piętnaście razy, a i tak ciągle słyszę pretensjonalne "nie umiem, nie rozumiem, to jest bez sensu".
Bez sensu to jest robić coś, czego wcale się nie kocha.
Znów budzi się mój uśpiony na chwilę wewnętrzny głos zawodowy, który coraz głośniej powtarza brzydkie: "spierdalaj!"
Tylko dokąd?

Ostrzegam, że mam wielką ochotę walić w ryj każdego, kto mi zazdrości takiej pracy.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Za ciosem:)

Skoro aura wspomnień nadal unosi się pod sufitem, postanowiłam kuć póki gorące i wreszcie ZROBIŁAM TO! Zebrałam się w sobie, zakupiłam ramki - sztuk 6 ( i już wiem, że to za mało), zasiadłam do swej maszyny i z wielu zdjęć wyłowiłam te najładniejsze, najmilsze, z najważniejszymi ludźmi. Rano zamierzam wrzucić je na pamięć i zawędrować do fotografa, celem wywołania. Zabiegi dzisiejsze zajęły mi trochę czasu, więc tym bardziej trzeba dokończyć fakt. Uda mi się?;)

Fajnie, fajnie, tylko ja na tych fotach sprzed kilka lat naprawdę jestem młodsza, szczuplejsza, ładniejsza... Cóż no...

Ta aura wspomnień jest nie do końca dobra.;)

sobota, 17 listopada 2012

Polowanie na rower

Ale nie byle jaki, tylko jeden konkretny rower, a dokładnie to na "Mój rower". Podobnież od dziś we wszystkich kinach. A nie! W naszym nie ma :/ Mam nadzieję, że będzie niebawem, bo nie odmówię sobie zobaczenia Chodorowskiego na wielkim ekranie. ;) Muszę sprawdzić, czy prezentuje się równie ciekawie, jak w reklamach, które w pewnej stacji lecą 3 razy podczas jednego bloku, co w gruncie rzeczy wcale mi nie przeszkadza.:)
A do Waszych kin dojechał już "Mój rower"?

czwartek, 15 listopada 2012

To nie ten mecz!:D

Jeśli ktoś mnie kiedyś zapyta, jaki jest mój ulubiony zapach, to zdecydowanie odpowiem, że woń weekendu, którą czuć mniej więcej od połowy czwartku, coraz bardziej z każdą kolejną minutą. A że w tym momencie roznosi się już całkiem intensywnie ( pomimo stosu papierków w teczce, które obecnie mam w nosie ) można sobie pozwolić na buszowanie na YT i dopalanie się siatkarskimi filmikami. Poniżej jeden z nich, stary wprawdzie, ale dopiero przeze mnie odkryty. Polecam, bo się uśmiałam, żeby nie powiedzieć, że "idzie pęc" ;)
Zobaczcie sami.:)

środa, 14 listopada 2012

Paradoks środowego poranka

Poniedziałek i wtorek, jak już wspominałam, to dni TEORETYCZNIE prawie wolne. W tym tygodniu było to bardzo PRAWIE i bardzo TEORETYCZNIE. Załóżmy, że jednak początek tygodnia należy do luźniejszych. Jak więc to możliwe, kto mi wytłumaczy, że w każdy środowy poranek ( który de facto jest jakby zawodowym początkiem tygodnia ), przed każdą długą środą budzę się wymęczona jak po dłuuuugim tygodniu cięęęężkiej pracy?
Może to dlatego, że nawet jak mam niby wolne, to wcale nie mam, bo i tak zagrzebuję się w tonach makulatury jak kret w norze, a nawet jak się nie zagrzebuję, to cały czas myślę o tym, że już powinnam zatonąć w papierze, a jeszcze tego nie zrobiłam.
Marzę o dniu, kiedy obudzę się rano w wysprzątanym domu ( żeby nie powiedzieć "w perfekcyjnym domu":D ) z poczuciem, że dziś nic nie muszę! Że nie mam wyznaczonej żadnej godziny ani żadnej pracy. Ach, jak miło mi się będzie wtedy leżało w tym łóżeczku!:)
Cóż, póki co to chyba niewykonalne, bo tak naprawdę to nawet moje weekendy są jedną, nieustającą podróżą. A lata już nie te, oj, nie te...

PS: Refleksja przyrodnicza, zrodzona podczas kontrolnego czytania posta: czy to, w czym zagrzebuje się kret  rzeczywiście można nazwać "norą"? Wszak to z ziemi jest...
Inteligentniejszych proszę o odpowiedź. Dziękuję.
:)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Inny świat

Bynajmniej nie Herlinga - Grudzińskiego i bynajmniej nie w odległych przestworzach. Ot - za miedzą.
Naprawdę są na tym świecie ludzie, którzy zarządzają grupą innych ludzi i głoszą teorię pt: "Kochani, nie dajcie się zwariować!"
Ciągle mi się wydaje, że się nie daję, ale jak wkraczam "w normalność" to zaczynam zauważać, że czuję się jak więzień, który wyszedł z pewnych niechlubnych miejsc w naszej historii i nie do końca pamięta, co jest naprawdę ważne. Może to nawet nie tak, że o tym zapominam, ale raczej nie mam odwagi "postawić się systemowi".
Niby to śmieszne, ale chyba naprawdę nie do końca normalne... I pomyśleć, że to "ludzie ludziom...", a można całkiem nieźle funkcjonować i bez tego.
A może to tylko zasada "cudzie chwalicie"?
Oj,chyba nie...

niedziela, 11 listopada 2012

Wspomnień czar

Atmosfera ogólnych wspominek zagościła w naszym domu. U mnie to skutek ostatnich wydarzeń i ostatnich przemyśleń, u małżonka nie znam przyczyn, ale coś go naszło na studniówkę. Ja natomiast, także pod wpływem Pani S., która niedawno opowiadała o zwiezieniu swego wiana do małżeńskiego gniazdka, również zdecydowałam się zapakować tomy swoich dzienników i przywieźć do siebie. Dwie reklamówki ledwo to zmieściły, ale mam i zaśmiewam się do łez. :D 10 lat mojej codziennej twórczości, czyli kawał życia.:) Jak widać chyba jednak jestem uzależniona od takich notatek, bo jednak mój blog działa, choć to już jednak co innego niż długopis i cowieczorne notatki do poduchy.:)
Zdecydowanym faworytem do najmilszych wspomnień są czasy liceum i wzwyż.:)
"Ale to już było..." I jest uwiecznione!:D

piątek, 9 listopada 2012

Bo chwilą warto żyć!

"Na życiowym torze 
wybierz swoją drogę, 
ale ufaj swej fantazji, 
daj się ponieść wyobraźni, 
wtedy każdy Twój dzień 
stanie się słonecznym dniem, 
a minuta to jak wieczność, 
w której każda chwila to szaleństwo !"
:)











Zaksa vs Jastrzębski :)))

środa, 7 listopada 2012

Btw

Pomijając okoliczność, w jakiej spotkałam dziś ludzi z klasy i ze szkoły, stwierdzam, że naprawdę się starzejemy. Otóż zauważyłam, że moje stare miłości i nie tylko, które onegdaj były młodymi i zwinnymi chłopaczkami, powoli wchodzą w dość zaawansowane stadium bycia bardzo dorosłymi mężczyznami, żeby nie powiedzieć starymi chłopami. Prawie wszyscy mają z 15 kilo więcej i w ogóle nie zawsze potrafiłam włożyć ich do odpowiedniej szufladki, czyli niby znam, ale nie wiem, skąd. Nawet moja największa, wieloletnia miłość nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia, jak 10 lat temu.
Z dumą dodam (niech ma ten dzień jakiś pozytywny aspekt), że koleżanki w zasadzie się nie zmieniły, mam nadzieję, że ja też niewiele, choć niestety od tych czasów jednak przybyło mi ekhhmmmmmmm kilogramów.

Cóż no..."czas nie będzie na nas czekał".
Gdyby tak nie czekały na mnie też te różne słodkości, przez które pyzacieję...
;)

Vanitas vanitatum...:(

To brzmi jak tragiczna parafraza tytułu brytyjskiej komedii. W tym roku miały być 3 wesela, a nie trzy pogrzeby i jedno wesele, na którym można było się bawić...
Wiedziałam, byłam świadoma tego, że kiedyś nasze klasowe spotkania przeniosą się na taki grunt. Wiedziałam, że nadejdzie taki czas, kiedy będziemy się widywać z okazji wykreślania kolejnych uczniów naszej klasy z listy obecnych na tym świecie. To wszystko jest oczywiste, nie sądziłam tylko, że nastąpi już teraz! Nie sądziłam, że tak szybko pojawi się osoba, którą zobaczę już tylko na zdjęciach klasowych:( 

Trzecia niespokojna noc i dzień, tysiące wspomnień z jego udziałem, tysiące sytuacji w pamięci, które tak bardzo nie pasują do faktu, że już go nie ma... W zasadzie, to ja w to nie wierzę... To po prostu niemożliwe. Był jakiś pogrzeb, jakaś trumna, grały trąbki, ale przecież to nie mógł być on. W końcu jest młody, tak jak my, byliśmy w jednej klasie, pamiętam doskonale, jak siedzieliśmy razem na angielskim, niestety oboje byliśmy gadułami, czego pani pewnego razu nie wytrzymała i za karę kazała nam prowadzić kolejną lekcję:) Przecież moi znajomi ze szkoły jeszcze nie umierają!!!

Nie umierali... Do tej pory ;(

Znowu czuję się, jakby ktoś włożył szpileczkę w mój napompowany balonik. I co tam jakiś konkurs, co tam jakiś egzamin, co tam jakieś scenariusze lekcji... Jakie to wszystko ma znaczenie? Wszystko na tym świecie jest tak cholernie kruche i nietrwałe. Jak to pogodzić z naszą wiarą, z przekonaniem, że TAM wszyscy się spotkamy. Jak to zaakceptować, skoro tutaj ich już nie ma? Jak wierzyć w to, że nadal są obok? 
Może chcą nam tym samym powiedzieć, jak mamy żyć, przypomnieć, że każdy kolejny dzień jest darem i trzeba go tak traktować, celebrować, czcić, a nie zatruwać niepotrzebną goryczą?
Nie wiem, dziś nie wiem już nic, nie mam siły na nic. To był trudny dzień...

Cieszmy się tym, co mamy. "Popatrz, jak szybko mija czas..."
Żegnaj [*]




poniedziałek, 5 listopada 2012

Spontaniczny plan:)

Pomysł, trzy telefony, ekipa, kilka kliknięć w klawiaturę, jeden przelew i całkowite usprawiedliwienie tego wyjazdu trudnym tygodniem.

Fajnie znów mieć w planie coś, dzięki czemu uśmiecham się sama do sobie. Zawsze podobała mi się atmosfera rozkrzyczanych kibiców, a teraz polubiłam jeszcze klaskacze:)))
Tylko komu właściwie tym razem kibicujemy: Zaksie czy Jastrzębskiemu?

Piątek! Like it!:)))

sobota, 3 listopada 2012

Czosnkula i grzaniec

I żółtko, które skonsumowałam nie tak, jak należało. O zgrozo - nawet dwa! Poniewczasie uświadomiono mi, że należało je jednak wrzucić do zupki i wymieszać, a nie dziubdziać łyżeczką z miseczki i moczyć w zupce albo i zeżreć na surowo!
Cóż no...góralskie faux pas! Zresztą tak mi doradził góral z ojca, matki i dziada, pradziada! Rozumiem, że trójka nizinnych nie wie, co zrobić z żółtkiem do czosnkuli, ale żeby rdzenny wyżyniok!!! I jeszcze mnie przekonywał, że to żółtko to dla zniwelowania zapachu czosnku. Ba, nawet z Nizinniaczką doszłyśmy do wniosku, że ją bardziej pali zupa, bo nie zjadła żółtka, a mnie nie pali, bo dobrodusznie wtranżoliłam dwa! W teorii więc wszystko pasowało.:D
Tylko jakoś momentalnie mnie w żołądku zakręciło, jak się dowiedziałam, że nie miałam zjadać żółtek na surowo...

Poza małą wpadką kulinarną przyznaję, że jak dla mnie czosnkula prima sort, camembert w panierce też, o grzańcu nie wspomnę, choć trzeba przyznać, że w tym cieple tkwi zdradliwość napoju.:)
Szkoda, że mój Wyżynny rzadko daje mi obcować z górskim klimatem rozumianym inaczej niż widok góry z balkonu (piękny zresztą widok) i smak Żywca z Auchan...;]

A tak abstrahując od tematu, refleksja pracownicza: niektórzy wysoko postawieni naprawdę mogliby przynajmniej w takie dni dać sobie spokój z kręceniem gitary "arcyważnymi" papierkami... Ja w każdym razie otwieram bunt i w dalszą część swojej długoweekendowej podróży nie zabieram ani centymetra kwadratowego dokumentów z pracy.Only relaks.