O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

czwartek, 31 maja 2012

"I wiesz, co mnie boli...

...że w głowach się ... "

Niektórym naprawdę. Wystarczy włączyć telewizję, poczytać gazetę, poobserwować tu i ówdzie rzeczywistość. Efekty bezstresowego wychowania się zatrważające. Pewnie nudne to moje marudzenie,ale czasem ręce opadają. Pomijam już nawet orkę na ugorze, którą przychodzi mi dzień w dzień uprawiać. I z takich ugorów trzeba jeszcze jakimś sposobem wyciągnąć "dopuszczający"!

Mam ochotę napisać, że w dupie się przewraca ( choć to nie przystoi), a to wszystko sprowadza się do jednego - do bezstresowego wychowania... Całe szczęście, są jeszcze na świecie "stresujący" rodzice i szczęśliwie czasem trafiam na ich dzieci.:)

wtorek, 29 maja 2012

Wtorek?

A czuję się wy...męczona jak po środzie. Może dlatego, że w tym tygodniu piątek jest we czwartek, piątkowy piątek jest już pół - sobotą, a sobota i niedziela pierwszy raz od trzech tygodni naprawdę są sobotą i niedzielą.
Innymi słowy - w piątek mamy opiekuńczo - wychowawczy Dzień Dziecka bez przesłanek dydaktycznych. Juuuupiii! W następnym tygodniu jest jeszcze lepiej - piątek jest już od środowego wieczoru, w związku z czym czwartek jest weselną sobotą (juuuupiii jeszcze większe!:)), piątek jest kolejną sobotą, a po tej sobocie, jak to zwykle prawdziwa sobota i niedziela.
Czasem fajnie mają w tej oświacie.:)

niedziela, 27 maja 2012

Gdy już zdobędę mnóstwo pieniędzy...

...w najbliższym niebie kupię CI księżyc :)))

Ale jak odłożę jakikolwiek grosz,to w wakacje wybierzemy się na weekend do Krakowa i wtedy na spokojnie, bez oczu dookoła głowy i nieustannego stanu czuwania (18 dam w wieku burzliwym) będę fotografować i delektować się urokami tego miasta.

Truizm na niedzielę - Kraków jest przepiękny... ale swój własny, cichy i spokojny dom, z własną łazienką, własnym łóżkiem z własną stertą (dosłownie!) poduszek i własnym mężem jest w tej chwili absolutnym rajem.:)))

"Pomówmy o nas samych, poczyńmy wielkie plany, być może kiedyś spełnią się?"

piątek, 25 maja 2012

Wycieczka bliska i wycieczka daleka

Wczoraj wycieczka bliska. Przyznać się wstyd (wielki wstyd!), że gdyby nie ta wycieczka, to dalej bym nie wiedziała, że "za płotem" mam całkiem fajny park krajobrazowy i świetną alternatywę dla niedzielnego gnicia przed laptopem oraz nowe miejsce do nordic walkingowych podbojów.
Wstyd, wstyd, wstyd i jeszcze sto razy wstyd, ale teraz się poprawię.

A jutro wycieczka daleka i dłuższa (bo noclegowa), w miejsce bezsprzecznie piękne i obfitujące w elementy kulturowego dziedzictwa. Cel wycieczki też zresztą zacny - sztuka teatralna w teatrze przez duże T. Krakooofff:) Nawet się cieszę, chociaż w sumie to weekend w pracy, ale za to potem tydzień jakby trochę krótszy.
Słowo na wycieczkę:
" - Proszę pani, a to prawda, że my tam całą niedzielę będziemy chodzić?
  - Noooo... tak.
  - Ale co, jakieśtam muzeum i gdzieś jeszcze i tak cały dzień?
  - Nie cały, bo o 16- ej mamy pociąg.
  - O Boooooooooże, aż do 16-ej!!!???"

To tylko ja się cieszę na ten Kraków???

środa, 23 maja 2012

Pani już dziękujemy.

Narzekam, psioczę, wyzywam, wściekam się, załamuję ręce i przeklinam to wszystko, mówię sobie, że nigdy więcej szkoły, z utęsknieniem czekam na jeden tydzień bez słów: "Przestań, nie rozmawiaj, przeszkadzasz, uspokój się, dlaczego nie pracujesz?". Nie dalej jak wczoraj, i przedwczoraj, i jeszcze dwa dni wcześniej, rzucałam gromy pod adresem upadającej młodzieży i zarzekałam się, że patrzeć na to nie mogę. Powinnam się więc dziś cieszyć...
A jednak to jest jak śmierć chorego człowieka - niby wiesz, że tak będzie, niby się spodziewasz, niby jesteś przygotowany, świadomy i wiesz, że tak właśnie to się skończy, w sumie na to czekasz, a jednak... kiedy WIESZ JUŻ NA PEWNO łzy podchodzą do oczu. Wiem od rana - bardzo kulturalnie i z dużym taktem, 
nawet większym niż przy zatrudnieniu, poinformowano mnie, że niestety godzin od września dla mnie nie będzie. Przyjęłam to spokojnie, bo to i żadna niespodzianka, ale jednak wiedzieć, a przypuszczać, to duża różnica. Nagle "na wierzch" wypłynęły te nieczęste, ukryte w gąszczu świrów, kochane jednostki, kochane dzieciaki, sympatyczne, robiące cokolwiek, z którymi można porozmawiać o różnych rzeczach. I nawet ci, którzy z upodobaniem szargają moje nerwy, nie byli dziś tacy upierdliwi. Może dlatego, że gdzieś w środku kompletnie się dzisiaj poddałam i zdemotywowałam totalnie, po prostu to wszystko olałam albo nie miałam siły, żeby nie olać. Kiedy się, dowiedzieli, że powoli będziemy się żegnać, nawet miałam wrażenie, że niektóre twarze jakby zastygły w czymś, czego nie potrafię nazwać. Zaskoczenie? Smutek? Nie wiem. Może tylko mi się wydawało.
I znów zakończenie roku będzie trudne, trudniejsze niż poprzednie. Wiem, że to znak na to, że tak ma być, że to nie moje miejsce, nie mój zawód, nie to, co najlepiej potrafię. Trzeba to przyjąć jako przemyślany i zaplanowany wyrok losu, jako coś, co nie dzieje się bez przyczyny. Trzeba, ale jednak rozstawać się trudno...jacy by nie byli, zawsze to dzieci...

I nawet w III b było dziś ciszej niż głośniej, a to nie zdarzyło się chyba jeszcze nigdy wcześniej. A potem to przejmujące milczenie w pokoju nauczycielskim. Bo nie tylko ja dostałam dziś takie wieści.

To był dziwny dzień...

poniedziałek, 21 maja 2012

Mizeria

Suchar "trzecioklasowy":
Idą dwa ogórki przez ulicę, jednego rozjechał samochód, a drugi na to:
- Wstawaj, mizeria!

"Wstawaj, mizeria" to dobre zawołanie na moje poranki, kiedy naprawdę czuję się jak rozjechany ogórek. Przez kolejne 2 godziny (dydaktyczne! bo przecież tyle pracujemy) czyli zazwyczaj od 7:45 do minimum 14:30, rozdrabniam się jeszcze bardziej,żeby wrócić do domu z "popękaną" głową. A teraz czekam na wszystkie społeczne plugastwa pt.18 godzin w tygodniu,płatne wakacje,wolne weekendy i 4000 netto!

5 i pół tygodnia obozu przetrwania,a potem ogórek się regeneruje po czterech miesiącach bycia mizerią!I nigdy więcej nie wróci na ten niedzielny obiad!!!

:)

niedziela, 20 maja 2012

Czy mnie już...?

Dlaczego zawsze, kiedy planuję, co napiszę, mam świetne pomysły, a kiedy już siadam do pisania,to nie wiem, od czego zacząć?
To może od sedna sprawy i słowa na sobotę. Zasłyszane w księgarni: "No,chyba mnie jeszcze nie poje..., żeby książki czytać!" Autorstwa młodzieży naszej / mojej kochanej... I naprawdę pomijam już fakt, że akurat kupowałam 3 książki, co by wskazywało na to, że mnie już dosyć poje... .
Soli ziemi naszej - naprawdę staram się Was kochać, ale skoro zamiast z pasją prowadzić lekcję, zaczynam z pasją odliczać dni do wakacji, to chyba nie powinnam z Wami pracować. Szczerze (po)staram się to zmienić.

Wracając do dialogu poranno-sobotnio-księgarniowego, nigdy nie sądziłam, że będę głosiła oklepane teorie z serii "O tempora, o mores", ale skoro "takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie", to coraz częściej naprawdę się boję o los przyszłości tego narodu. Przepraszam, ale się boję.

Poniedziałek przed dłuuugim tygodniem,ble!