Właściwie to nie wiem, jak "zacelebrować" to na blogu.:)
Wczorajszy wieczór to taki wymierny dowód na to, że marzenia się spełniają - może nie tak same z siebie, ale wystarczy trochę dobrej woli i czasem minimalne pokłady wysiłku. Mój niecny plan i wielkie wakacyjne pragnienie doszło do skutku. BYLIŚMY TAM!!! Tak, jak chciałam, a nawet trochę lepiej, bo udało mi się złożyć dinozaurowe życzenia urodzinowe z niewielkim poślizgiem na wielkim meczu:)
Atmosfera nieziemska, towarzystwo rewelacyjne - po prostu wszystko, wszystko wyszło tak, jak miało wyjść. No, może wynik nie do końca satysfakcjonujący nasze siatkarskie bożyszcza, ale w natłoku emocji wszelakich dla mnie wynik w zasadzie jest jakby drugorzędny. Wygrał lepszy.
Najważniejsze jest to, że byliśmy i zaciągnęliśmy się sportową atmosferą, a że w życiu się jeszcze niczym nie zaciągałam, to mam nadzieję, że szybko wejdzie mi ona w krew i pozostanie kolejnym pyzatym szaleństwem.:)
Dalej jestem oczarowana całokształtem i nie mogę się doczekać powtórki, oczywiście w równie dobrym towarzystwie.
PS: Panowie siatkarze z perspektywy sektora nr 15 wyglądają młodziej niż z perspektywy 32 cali.
no a jak! popatrzeć na siatkarskie umieśnione ciała NA ŻYWO - to dopiero przeżycie:) BEZCENNE :D dziekujemy:*
OdpowiedzUsuńAle za co?Ja nie jestem siatkarskim umięśnionym ciałem!;)
OdpowiedzUsuń