"jedziemy,jedziemy do przodu, nie patrząc na nic,euforia, w głośnikach muzyka bum! jak dynamit!"
No, praaaawie tak było, ale nie do końca. Fakt - jechaliśmy do przodu, z radyjka coś się sączyło, patrzyłam na wszystko,choć z perspektywy pasażera, swoim nawiedzonym okiem kierowcy. A jednak...
Zatrzymaliśmy się, żeby ustąpić pierwszeństwa i poczułam tylko plum i niezłe szarpnięcie. Z niedowierzaniem walnęłam: "Dupnął w nas????!!!" i wyskoczyłam z auta. Z tyłu nic, pan w wozie z półki o 3 piętra wyższej niż
nasze głupawo się uśmiecha i pokazuje, żebyśmy zjechali na bok. No to zjechaliśmy, niemiło się do niego odezwałam jeszcze zanim wysiadł z auta,toteż od razu zaczął od przeprosin;) Wstrząs był nie lada, a co się okazało - ani na naszym, ani na jego aucie nie ma śladu uderzenia!!! Jak dla mnie istny cud! Ale stan przedzawałowy i głębokożołądkowobiegunkowy miałam:/
Całe szczęście, że tak się skończyło. Jak zobaczyłam, że moja błyskawica ma nienaruszony tył, to od razu pomyślałam sobie o kochanej M., która na studiach zapisywała się na te same fakultety, co ja, bo to na pewno dobry wybór i nie będą sprawdzali obecności, potem o jednej pani dr, która na naszych fakultetach sprawdzała obecność i po dwóch tygodniach miała wypadek na nartach, co zmusiło nas do przepisania się do innej pani dr, która ani myślała sprawdzać, potem o pewnym panu dr, który dzień przed egzaminem zniknął nie wiedzieć gdzie, w skutek czego dopuszczono nas do egzaminu, choć nie wszyscy zaliczyli ćwiczenia,a sam egzamin był pro forma, a potem jeszcze o pani promotor, która jakoś w kwietniu przed obroną zniknęła na parę tygodni, no i o kilku innych tym podobnych przypadłościach w moim życiu...
Ten, co nade mną czuwa jest naprawdę niesamowity...
Kiedyś będę się smażyć w piekle za to wszystko, co mi się w ziemskim życiu...upiekło!
Jak to skwitował mąż: "Przynajmniej wiemy, że mamy twardą d...";)
Bo to był najpewniejszy pewniak, że Mróz Dziecko Szczęścia wybierze słusznie :)I tak też się działo :)
OdpowiedzUsuń