Prawie jak u psychoterapeuty. ;) Była kozetka, było odprężenie, były kobiety, które rozumieją, do tego pyszne ciasteczka (tak, wiem, od ubiegłego poniedziałku miałam być na diecie proteinowej, nie jestem,ale na rower chodzę regularnie!) i kawa rozpuszczalna z duuuużą ilością mleka. W bonusie uroczy słodziak, który jak zwykle sprawi, że przez tydzień zechce mi się dzieci, na szczęście rok szkolny u progu, to szybko mi przejdzie. Słowem - spotkanie z H & M. Nie, to nie sklep, to dwie istoty, które tak jak ja czasem potrzebują duchowego oczyszczenia. Ja po dzisiejszym czuję się oczyszczona duchowo, gdyż wylałam swe żale do świata i ludzi. Wróciłam tak oczyszczona, że moja iście przejrzysta aura udzieliła się nawet mężowi, który wczoraj zrobił ze mnie durnia ( manifestując przed młodszym i starszym pokoleniem, jak dupiatą sprawą może być małżeństwo), a dziś nawet nie wie z jakiego powodu. :] Nieistotne zresztą - resztki jadu wypociłam wieczorem na ścieżce rowerowej.
Dzień zaliczamy ( znaczy ja zaliczam ) do udanych, drugi seans oczyszczający w przeciągu tygodnia, a jak dobrze pójdzie, to może będzie i trzeci, nie licząc tych doraźnych przez Fb, gg czy sms. Jest nadzieja, że nie zejdę z rozumu.;)
A na koniec dnia obfitującego w katharsis zagadka: co będzie prawdopodobnie 20. października 2012 i musi się udać? ;) Kto zgadnie, ten... ten co? Hmmmm... jak powiem, co ten, to żadna zagadka... Kto zgadnie, ten nie pożałuje!;)
:)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz