O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Nie dziel skóry na niedźwiedziu, czyli słów kilka o narodowym malkontenctwie

Nie zamierzałam pisać o tym w ogóle, ale szlag jasny mnie trafia. Jeszcze przed chwilą miałam prawie gotowy elaborat na temat naszych cech narodowych. Ostatecznie postanowiłam powiedzieć krótko i węzłowato, o co mi chodzi. Otóż wkurza mnie bardzo, jak w naszym pięknym kraju na miesiąc przed igrzyskami media obwieszają medalami sportowców... nie, jeszcze krócej się wyrażę - jestem wściekła, kiedy po nieudanym meczu, zapewne jeszcze zanim siatkarze skończyli brać prysznic, nasi rodacy już snują teorie o dymisji trenera, sprzedanym meczu i nieudolnej drużynie. Podobnie zresztą było przecież podczas Euro. A sport to tylko sport, jak ktoś mądrze powiedział - nie statystyki zdobywają medale i na tym cały wic polega. Dlatego jest tak pasjonująco - bo jest nieprzewidywalnie! Krew się we mnie gotuję, kiedy słyszę te wszystkie studyjno - komentatorskie rozważania o łatwym przeciwniku i pewnych złotych medalach. No to mamy za swoje, tylko pewnie niczego nas to nie nauczy:/
Nie wyszło, po prostu nie wyszło, choć w rzeczywistości piłka nadal w grze i jeszcze nie wszystko jest do dupy. Przecież w sporcie, tak jak i w życiu - nie zawsze da się wykalkulować i zaplanować, byłoby w sumie dosyć nudno, gdyby tak się dało. Dlaczego więc jesteśmy takim dziwnym narodem, w którym liczy się tylko białe albo czarne - albo ktoś jest dobry albo jednoznacznie zły? Nie bądźmy do cholery aż takimi marudami! Sama ( i chyba każdy z nas) czasem wpada na jakiś fałszywy ton i wtedy wszystko jest źle, ale przyznam, że kiedy ktoś już przesadza z szukaniem dziury w całym, to doprowadza mnie to do szewskiej pasji. Tak jak właśnie dziś po przeczytaniu kilku pomeczowych komentarzy. Odniosłam wrażenie, że w zasadzie byłoby lepiej, gdyby tym biednym siatkarzom nie przydarzyły się te ostatnie sukcesy - wtedy nikt niczego by od nich nie wymagał i do nikogo nie byłoby pretensji, po prostu mieliby spokój.
Jeśli chodzi o mnie - tak czy siak i bez względu na to, co dalej - wielki szacun! Bo ja niczego nie potrafiłabym zrobić tak jak oni i to począwszy od tego, że w życiu nie odebrałabym takich zagrywek jak oni (bądźmy szczerze - prawdopodobnie żadnych bym nie odebrała:D), najprawdopodobniej wielkim kłopotem byłoby dla mnie przebicie piłki przez siatkę;), nie wspominając już o tym, że przez większość czasu miałabym żyć na walizkach, z daleka od rodziny (przecież ja minimum 2 razy dziennie dzwonię do rodziców!) Nie chciałabym też być w ich skórze, kiedy podczas meczu nic nie wychodzi, ale i tak trzeba się skupić.
Konkluzja - wyluzujmy czasem z tym narodowym marudzeniem. Wierzyć w kogoś, a wywierać presję to chyba co innego. Co nie zmienia faktu, że było mi dziś bardzo smutno, ale i tak ich uwielbiam, mimo to nie zamierzałam kolejnego postu poświęcać siatkówce (bo się na niej nie znam). Uznajmy więc, że to nie było o siatkówce, tylko o życiu.:)

PS: Ten post mnie nie satysfakcjonuje, ale publikuję, skoro już poświęciłam czas na pisanie. Chyba dzisiejsza rowerowa przejażdżka w szczerym słońcu wysuszyła moją wenę i pomysłowość. Jak zwykła pisywać więc pewna miła pani : "Przepraszam, że chaotycznie, mam nadzieję, że się połapiecie";) :*
Całuję i... "trzymajmy kciuki za naszych".:)

I chcąc nie chcąc, wyszedł elaborat. A chciałam krótko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz