O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

wtorek, 7 maja 2013

Dobrobyt, czyli azot czy powietrze?

Znowu robienie z siebie durnia u mechanika wypadło na mnie. Udałam się jak zwykle do warsztatu, w którym pracuje sobowtór Mariusza Wlazłego (przy okazji dostrzegłam, że pracuje tam też kopia Marcina Mellera). 
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, opony chciałam wymienić.
- Pani wjedzie.
- Yyyyyyyyyyy, noooooooooo, a ten tego, może by, yyyyyy, pan mógł, tego, tam wjechać.
- (uśmieszek)
- O proszę, proszę, kluczyki, dziękuję bardzo!
Pan wjeżdża, wyciągamy opony, w sumie już jestem spokojna, bo dalszy scenariusz jest mi znany, wszak zakładanie zimówek też ja załatwiałam, więc pewna jestem, że nic mnie nie zaskoczy. I w tym momencie pada pytania:
- Czym napompować - powietrzem czy azotem?
Rola idioty w warsztacie mechanika jest mi tak dobrze znana, że nawet nie siliłam się na zastanawianie, tylko bez ogródek odparałam: "Yyyy, nie wiem."
Pan stwierdził, że powietrzem. Może jednak nie wyglądałam na tak głupią, bo panowie uznali, że ze zjechaniem z tego czegoś poradzę sobie sama, bo to wystarczy tylko odpalić i zjechać, bez kręcenia kierownicą. Faktycznie - wystarczyło.
Drugi hit dnia dzisiejszego to... amoniak. Żadnych ciastek nie robiłam, po prostu remont "nadachowy" się zaczął i fachowiec orzekł, że do odtłuszczenia blachy przed malowaniem najlepszy amoniak. Aż dziw bierze, ale w mieście niemałym nigdzie, powtarzam NIGDZIE, najzwyklejszego amoniaku spożywczego dostać się nie dało. Niezwykłego amoniaku zresztą też nie było. Ani w sklepie na A, ani na K, ani na C, ani na Ż, ani na E, ani na L, ani w klasyku na B, ani w żadnym innym pomniejszym. Wszędzie za to było po pięć rodzajów sody oczyszczonej, z siedem gatunków żelatyny, dziesięć firm produkujących proszki do pieczenia i drugie tyle sortów cukrów waniliowych bądź wanilinowych, setki gotowych ciast w proszku, w trzy dupy kwasków cytrynowych itp., itd. Amoniaku - niet! 
Ech... PRL to był zły generalnie, bo nie było bananów i wycieczek za granicę. Ale pieprzony amoniak do amoniaczków to chyba można było znaleźć... A teraz co - okazuje się, że banany to same węglowodany i w sumie to tuczy, a na wycieczkę "zagramaniczną" to nie wiem, czy za życia zarobię. I zwykłego amoniaku też nie ma, ot co!

3 komentarze:

  1. Na szczęście w powietrzy całkiem sporo azotu jest, więc właściwie masz napompowane azotem. W dużym stopniu. I bez dopłat :) Zaś co do amoniaku, to ja jestem pewnie dziwna i niedouczona kulinarnie, ale on mi się jednak nijak ze spożywką nie kojarzy. A z ciastkami to już szczególnie ;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W powietrzu oczywiście, nie w powietrzy :)
      M.

      Usuń
  2. Rozbawiłaś mnie tymi poszukiwaniami po wszelkich możliwych sklepach:P

    OdpowiedzUsuń