Sytuacja zawodowa zmusiła mnie ostatnio do załatwienia części pierwszej lub dziesiątej Dekalogu Kieślowskiego. Udałam się więc do wypożyczalni, gdzie obsługiwał mnie może z dwudziestoletni młodzieniec. Kiedy zapytałam o film, zmarszczył brwi w zaskoczeniu i jął wklepywać literki w klawiaturkę. Chyba nic mu się nie wyświetlało, bo z zakłopotaniem kiwał głową w kierunku... przeczącym;) No i tak kiwał i wklepywał, i kiwał, i marszczył czoło, i krzywił się, aż w końcu zapytał wprost:
- A to jakiś znany film jest, boooo... przyznam się, że nigdy nie słyszałem o takim...
Przyznam się, że ja też nigdy nie zagłębiałam się jakoś bardzo szczegółowo w "Dekalog", no ale, do cholery, ŻEBY TAK KOMPLETNIE NIC NIE SŁYSZEĆ?!!! Ani o "Dekalogu", ani o Kieślowskim, ani o tym, że 10 części?
I oto przykład,że człowiek uczy się całe życie i całe życie zmienia metody swojej pracy. Poruszona tym traumatycznym doświadczeniem kolejną godzinę nalewania w puste rozpoczęłam od podyktowania notatki, że Kieślowski, że "Dekalog", że 10 części, że lata 80-te i że to jedna z istotniejszych pozycji w rodzimej kinematografii. Całość okrasiłam dosadnym stwierdzeniem: I ŻEBYŚCIE NIGDY NIE ZAPYTALI, CZY TO JAKIŚ ZNANY FILM JEST!!!
O tempora, o mores!
;)
Koledzy w pracy nie słyszeli tytułu "Krótki film o zabijaniu", a wierz mi, że ja pracuję z rozgarniętą raczej częścią społeczeństwa. O tempora, o mores!
OdpowiedzUsuńP.S Dzięki memu manżlowi mamy cały dekalog na płytach, więc jakby co to wiesz gdzie szukać :)