Jak to często u mnie bywa, znów podjęłam działania wbrew wszelkiej kolejności i po ostatniej w serii "McDusi" sięgnęłam po oznaczoną numerem jeden "Szóstą klepkę". Dziś rano, w pieleszach domowego ogniska, wyspana i zrelaksowana (wszak szychta dziś krótka i po południu, co nie znaczy, że nie zdążyłam się wkurzyć w tym przybytku soli ziemi naszej) dokończyłam "Szóstą klepkę". Aż dreszcz emocji mną wstrząsnął i zaśmiałam się na głos, kiedy w końcowych scenach Celestyna i Jerzy Hajduk przypieczętowali swój młodzieńczy związek rozmową na karteczki prowadzoną za pomocą koszyka spuszczanego przez okno. I nie tam żadne fejzbuki, skejpy i ememesy z gołymi cyckami. Po prostu koszyczek, sznureczek, karteczka, długopis i zwykłe, proste, piękne słowa. A w tle, ponoć szary, PRL...
Ach, młodości, młodości... Mogłabyś wrócić.:) Mogłabym jeszcze kiedyś choć przez chwilę poczuć się taką wyjętą z Musierowicz Celestyną Żak, zadurzoną w swoim klasowym Jerzym Hajduku...
Cóż...latka, latka...;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz