O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

środa, 23 maja 2012

Pani już dziękujemy.

Narzekam, psioczę, wyzywam, wściekam się, załamuję ręce i przeklinam to wszystko, mówię sobie, że nigdy więcej szkoły, z utęsknieniem czekam na jeden tydzień bez słów: "Przestań, nie rozmawiaj, przeszkadzasz, uspokój się, dlaczego nie pracujesz?". Nie dalej jak wczoraj, i przedwczoraj, i jeszcze dwa dni wcześniej, rzucałam gromy pod adresem upadającej młodzieży i zarzekałam się, że patrzeć na to nie mogę. Powinnam się więc dziś cieszyć...
A jednak to jest jak śmierć chorego człowieka - niby wiesz, że tak będzie, niby się spodziewasz, niby jesteś przygotowany, świadomy i wiesz, że tak właśnie to się skończy, w sumie na to czekasz, a jednak... kiedy WIESZ JUŻ NA PEWNO łzy podchodzą do oczu. Wiem od rana - bardzo kulturalnie i z dużym taktem, 
nawet większym niż przy zatrudnieniu, poinformowano mnie, że niestety godzin od września dla mnie nie będzie. Przyjęłam to spokojnie, bo to i żadna niespodzianka, ale jednak wiedzieć, a przypuszczać, to duża różnica. Nagle "na wierzch" wypłynęły te nieczęste, ukryte w gąszczu świrów, kochane jednostki, kochane dzieciaki, sympatyczne, robiące cokolwiek, z którymi można porozmawiać o różnych rzeczach. I nawet ci, którzy z upodobaniem szargają moje nerwy, nie byli dziś tacy upierdliwi. Może dlatego, że gdzieś w środku kompletnie się dzisiaj poddałam i zdemotywowałam totalnie, po prostu to wszystko olałam albo nie miałam siły, żeby nie olać. Kiedy się, dowiedzieli, że powoli będziemy się żegnać, nawet miałam wrażenie, że niektóre twarze jakby zastygły w czymś, czego nie potrafię nazwać. Zaskoczenie? Smutek? Nie wiem. Może tylko mi się wydawało.
I znów zakończenie roku będzie trudne, trudniejsze niż poprzednie. Wiem, że to znak na to, że tak ma być, że to nie moje miejsce, nie mój zawód, nie to, co najlepiej potrafię. Trzeba to przyjąć jako przemyślany i zaplanowany wyrok losu, jako coś, co nie dzieje się bez przyczyny. Trzeba, ale jednak rozstawać się trudno...jacy by nie byli, zawsze to dzieci...

I nawet w III b było dziś ciszej niż głośniej, a to nie zdarzyło się chyba jeszcze nigdy wcześniej. A potem to przejmujące milczenie w pokoju nauczycielskim. Bo nie tylko ja dostałam dziś takie wieści.

To był dziwny dzień...

2 komentarze:

  1. a pomyślała Pyza, że skoro smutek i zaskoczenie na buźkach uczniaków, to może znak od losu, że JEDNAK szkoła Ci pisana?:>

    ps.na wszelki wypadek przypominam, że "nic nie dzieje się bez przyczyny", obydwie wiemy, że ta zasada działa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pomyślała Pyza i nie sądzi wciąż tak;) Raczej przyszło jej do głowy,że bidulki boją,że w nowej szkole trafią na Pyzę,skoro z tej się ona ewakuuje - bo to trzecioklasowi byli :D :D Hehe;)
    Tak czy siak,nic a nic bez powodu miejsca nie ma, jak mówisz a_psiku i ten fakt sprawia,że mimo wszystko trzymam formę:)
    Będzie co ma być:)

    OdpowiedzUsuń