Tak to się już czasem układa ( albo raczej nie układa ), że historie niektórych ludzi są "wzorcowym" przykładem na posypanie się wszystkiego w jednej chwili jak domek z kart. Smutno słuchać takich opowieści i ciężko coś krzepiącego powiedzieć takiemu człowiekowi, z pewnością jednak należy wyciągać naukę z jego słów.
Mamy mocno zaawansowany czwartek, więc ferie chylą się ku końcowi i byłam tuż tuż od stanu początkowego wkurzenia się tym faktem. Ale potem pomyślałam sobie, że jeśli mam pracę, dwie nogi, żeby do niej dotrzeć, trochę oleju we łbie, żeby sobie w niej poradzić, dwie zdrowe ręce, żeby wybrać wypłatę z bankomatu i siłę, która pozwoli mi się wkurzyć już w poniedziałek rano, a problemem są tylko rządzący, rządzeni i system, to... jest całkiem dobrze!
A tak serio, mówiłam to już sto razy i wiem, że to truizmy, ale... DOCENIAJMY TO, CO MAMY. Obok naprawdę są ludzie, którzy marzą tylko o tym, żeby mieć choć w połowie tak jak my...
Cieszmy się tym, co jest dzisiaj. Nikt z nas nie wie, w jakiej sytuacji znajdziemy się jutro.
PS: Dieta już jest, misja "carpe diem" też, chyba jeszcze tylko jogę zacznę uprawiać i będzie ze mnie myśliciel pełną gębą. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz