O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

piątek, 16 stycznia 2015

Niby to tylko kilogramy...

No właśnie, niby nic szczególnego, kilogramy, a jeśli się zastanowić, co zmienia ubytek tych "tylko kilogramów", to wychodzi na to, że zmienia wszystko. Wszystko, wszystko, wszystko! A właściwie tylko jedną rzecz, która ma wpływ na całą resztę i tak rusza lawina. Bo kiedy kilogramów robi się "naście" mniej, to zmienia się to, co jest w głowie. A przecież tam jest centrum dowodzenia.:)
Już sam fakt, że tak sobie swobodnie o tych kilogramach mówię i piszę, to jednak jakaś zmiana. Niby wydawało mi się zawsze, że psychicznie nie stanowią one dla mnie aż tak wielkiego balastu, chyba po prostu w pewnym momencie się z nimi pogodziłam. Niby nie miałam większych kompleksów, choć w głębi duszy miałam ogromne i zawsze (może zdziwi to Was), ale naprawdę zawsze miałam świadomość, że jednak naddatek wagowy trochę ogranicza moje prawdziwe "ja". Nie popadałam wprawdzie w stany skrajnego przygnębienia, depresji, rozpaczy, płaczu, głodówek i wymiotów, bo szczęście raczej obce nigdy mi nie było, nawet jak było mnie te kilkanaście kilo więcej, ale jednak gdzieś zawsze towarzyszyło mi poczucie, że taka "ja" to jeszcze nie do końca "ja". Teraz wiem, że ten dłuuugi etap życia odchodzi i mam nadzieję, że bezpowrotnie.:) Wiem, brzmi to wszystko jakbym właśnie osiągnęła wagę 50 kilo i odebrała cztery telefony z "Top Model", jak pisałam to ostatnio D.;) Ani tyle nie ważę, ani nie odbieram takich telefonów oczywiście,  ani nawet jeszcze nie osiągnęłam swojego celu, ta moja przemiana też nie jest jeszcze porażająca, ale za to dla mnie porażające jest to, jak fajnie się czuję - i fizycznie, i psychicznie.:) Satysfakcja, pewność siebie, odbicie w lustrze, które sprawia radość, stawanie na wadze, które poprawia humor i motywuje, komentarze znajomych, rodziny, nawet dzieciaków w pracy - to wszystko jest warte więcej niż ciastko z kremem, paczka chipsów, szklanka coli, frytki z Maca i inne takie "smakołyki".;) A najwięcej warta jest świadomość, że umiem i mogę to zrobić. Że umiem zorganizować się tak, żeby rano zrobić śniadanie, przygotować dwa kolejne pudełeczka jedzenia do pracy, 2 razy w tygodniu zrobić zakupy według listy, poporcjować jedzenie, a trzy wieczory w tygodniu poświęcić wyginaniu, rozciąganiu i wylewaniu potu.:) Uczę się planować, organizować, oszczędzać i rozsądnie gospodarować, tak, żeby i mąż z głodu nie umarł.;) I pisząc to, już się boję, co by to było, jakby mi się przestało udawać. Ale to taka moja taktyka, bo im więcej osób wie o diecie, tym większy byłby mój wstyd, gdybym się poddała.;)
U mnie to akurat dieta, ale mógłby to być każdy inny cel. Wniosek jest jeden - ludzie, DA SIĘ! Naprawdę da się spełniać marzenia. Nie zawsze jest łatwo, ale zawsze warto.:) 
Trzymajcie nadal kciuki!:) 
Gratulacje dla tych, którzy przeczytali całość.;)

2 komentarze:

  1. Kochana i trzymaj tak dalej! A najlepiej jeszcze rób regularnie zdjęcia, np.co tydzień (na tym samym tle), to potem będziesz miała co oglądać :*
    Szacun za determinację:*
    ps.i może wtedy razem pójdziemy do Tap Madl? :P ;-) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, tak, tak, też myślę, że możemy już zacząć tworzenie naszych portfolio dla Dżoany;) ;) ;)

    OdpowiedzUsuń