O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

wtorek, 16 grudnia 2014

O spodniach, które nie pojechały na wakacje ;)

Mam takie jedne. Kupiłam je przez internet w jednym z moich ulubionych sklepów z & w środku jakoś pod koniec maja, z zamysłem, że będą jak znalazł na gdańsko - siatkarską wyprawę. Granatowe, za kolano, ze ściągaczami na nogawkach, takie w sam raz. Niestety spodnie do Gdańska nie pojechały, bo okazały się... za małe. Nie odesłałam ich jednak, bo bardzo mi się podobały i pomyślałam: "Może kiedyś nastąpi cud i w nie wejdę..." Z takim marzeniem odłożyłam je do szafy z końcem maja. I tu zmierzam do sedna dzisiejszego postu. Otóż cud nastąpił w minioną sobotę.:)))
Właściwie zbieram się już od miesiąca, żeby napisać tu o pewnej zmianie w moim życiu, ale chciałam poczekać do momentu, w którym będę miała się już czym pochwalić. Moje obiecywanki i postanowienia zrzucenia zbędnych kilogramów czytaliście tu nie jeden raz, sto razy więcej ja składałam je sobie sama. Aż dorosłam do momentu, w którym powiedziałam sobie "Teraz albo nigdy" i wreszcie postanowiłam oddać swoje kilogramy w ręce fachowca. I tak pod koniec października trafiłam do przesympatycznej pani dietetyk. Już wtedy było mnie o jakieś 5 kilo mniej od momentu "krytycznego" odnotowanego na początku maja. Dokładnie 11 listopada zaczęłam "współpracę" z profesjonalnym jadłospisem, który jest drogą do mojej osobistej Niepodległości. :) Długo by pisać, co i jak dokładnie, napiszę więc, że dziś, po pięciu tygodniach zdrowego żywienia (które nie ma nic wspólnego z głodzeniem się) oraz solidnej i regularnej aktywności fizycznej trzy razy w tygodniu, jest mnie o kolejne 7 kilo i 80 deko mniej.:))) Plus wypracowane w wakacje 5, co daje w sumie... 12,8 kg.:) Gdyby taki wynik wskazywała moja waga domowa, to pewnie podejrzewałabym, że się zepsuła, ale na szczęście to wynik potwierdzony przez profesjonalny sprzęt pani doktor.;) 
W jakim jestem nastroju, pisać chyba nie muszę.:) Zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek i trochę jeszcze przede mną, ale z tego, co już wypracowałam jestem bardzo bardzo dumna. I już wiem, że naprawdę można! 
Zaznaczam też od razu, że wizualnie zmiana nie jest jeszcze spektakularna, ale powoli zaczynam ją już widzieć sama w lustrze oraz poprzez coraz luźniejsze ubrania. Apogeum była sobota i granatowe spodnie, które są już gotowe na kolejne wakacje.:) 
Trzymajcie mocno kciuki!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz