No to zebraliśmy się w piątkowy wieczór z mężem pierwszym i dotąd jedynym. Że niby tacy wiecznie młodzi, zakochani, żądni rozmów tylko we dwoje w zaciszu urokliwych kawiarenek miasta powiatowego. ;) A przy okazji, i chyba przede wszystkim, żeby nie gotować w piątek. Idziemy więc. Wrzucam na siebie biały sweterek z koronki, pod spód czarną bluzkę, bo widziałam w internetach, że tak się teraz noszą modowe vlogerki, blogerki i inne takie. Skoro romantyzm aż bucha (hie hie), to pytam męża, jak znajduje stylizację mą na topie. A mąż na to, z miną skrywającą kolaż obojętności, pośpiechu i kompletnego niezainteresowania, odpowiada:
- Bo ja wiem... normalnie... tak jakoś jak w obrusie.
I nie dość, że romantyzm trafiło, to jeszcze wyszło na to, że normalnie to ja się w obrusy ubieram...
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz