Minął maj, minął czerwiec, jest lipiec. Jestem i ja, choć wstyd mi bardzo, że dopiero w lipcu. Statystyki pokazują jednak, że ktoś tu bywa, nawet wtedy, kiedy ja nie bywam. A że gości nie wypada zostawiać samych, jest i gospodyni. Niech wejście będzie majestatyczne- OTO JESTEM:) I to nie byle gdzie! Mija właśnie połowa mojego zasłużonego nadmorskiego relaksu. Wprawdzie, jak mawia małżonek, upały zelżały, ale nie bluźnię narzekaniem - we wrześniu będzie jeszcze gorzej, więc póki co chwytam dzień. I wierzę, że będzie mi tu jeszcze dane się bardziej opalić. :)
A na razie wygląda to tak:
No kochana, nie spodziewałam się, że nad morzem będzie Ci się chciało pisać coś na blogu:P. Widać, że wypoczynek udany:* ach ach, zazdroszczę:P
OdpowiedzUsuńPiękny urlop. I dobrze, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuń