O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

wtorek, 30 lipca 2013

Krzyyyyyyyysiuuuuuuuuuuuuu!!!

Ja się nie zgadzam! Ja protestuję! To zły wybór, panie Anastasi! Ja wiem, że młody nie jest. Ja wiem, że może na LŚ nie zabijał formą (ale i mało grał). Ja wiem, że na młodość trzeba stawiać. Ja wiem, że innych trzeba szkolić. Ja wiem, że Zatorski i nawet to rozumiem. Wojtaszka też lubię. Ale, jak to ktoś ładnie napisał, "Igła to serce reprezentacji". I wychodzi na to, że na ME będziemy bez serca? Już nawet brak Kosoka przełknę (wybacz,Grześ!), no ale bez Krzysia?:( I bez "Igłą szyte"?:(
Panie Andrea, źle żeś to pan wymyślił.

A to tak na pocieszenie. Co, nie muszę być normalna, wakacje mam!

Nic to, Krzysiu, widzimy się w październiku!:)

A tak w ogóle to drugi tydzień jestem ciocią pełną gębą:) Jak sobie radzę? Nie wiem, nie do mnie to pytanie;)

wtorek, 23 lipca 2013

Wszyscy mają o Kate,mam i ja!;)

Oto i mamy królewskiego, czy tam książęcego potomka!Generalnie współczuję Kate tego całego szumu medialnego.Na jej miejscu,znając z dość świeżych opowieści wszystkie "bonusy"oczekiwania na poród,to świadomość tłumu przedszpitalnego raczej by mnie wkurzała,mówiąc delikatnie.Nie mnie to jednak ocenić, bom ani księżna,ani w ciąży.;) Mogę powiedzieć tylko tyle, że mnie osobiście bawiły te wszystkie gorące newsy od samego rana i w ogóle kojarzyło mi się to z oczekiwaniem na biały dym.Ale jeszcze bardziej rozbawił mnie mój brat szanowny. Kiedy podano w Tv, że jest syn,zawołałam z lekko komicznym patosem, że ojej,Kate urodziła syna!Na co wpadł mój brat i z całkiem autentycznym zainteresowaniem odkrzyknął:"Serio?!Kurde,a myśmy dziś w pracy cały dzień na to czekali":D
No żeby nawet poważni inżynierowie...;)

Skoro to jednak takie ważne dla świata,to mogę cieszyć się i ja,tym bardziej,że królewski potomek jest o niespełna miesiąc młodszy od MOJEJ CHRZEŚNICY,bo teraz będę takową miała.:)

poniedziałek, 15 lipca 2013

"Rozsypane wspomnienia" Jolanta Kwiatkowska

Książkę nabyłam chyba w ubiegłe wakacje albo trochę później, w księgarni internetowej, której wersji "real" nie ma w moim mieście, ale jest w mieście Państwa S.;) Kwiatkowska swoje odleżała na półce, trochę pozycji wcisnęło się przed nią bez kolejki. Ale że w końcu nastał czas beztroskiego, błogiego czytania, no to przeczytałam. I kupując, i zaczynając lekturę spodziewałam się chyba tylko normalnego babskiego czytadła. Dwie godziny po zakończeniu mogę powiedzieć, że racji nie miałam i raczej użyłabym tu określenia, że to taka naprawdę zaskakująca "Moda na sukces", z tym że porównanie do tego serialu tylko dlatego, że losy bohaterów gmatwają się niesamowicie. I nawet, jak już się wydaje, że teraz spokojnie zmierzamy do końca, to jeszcze i tak uderza piorun. Oszczędzę szczegółów, ale niektóre były...hmmm... przerażająco - zaskakujące. Np. to, że przed dwunastolatką można skutecznie ukryć fakt, że jest ona w ciąży (tak, ta dwunastolatka!) i nawet ukryć przed nią fakt, że urodziła dziecko! I nie wiem, czy to rozbuchana fikcja, czy też pojmowanie dwunastolatek w latach siedemdziesiątych minionego wieku różniło się od wiedzy dzisiejszych dwunastolatek. Pewnie tak, ale czy to realne, że aż do tego stopnia?
Nie jest to raczej książka, która nastraja optymistycznie, chyba bardziej atmosfera idzie tu w drugą stronę, ale nie powiem też, że jest to książka, przy której się zmęczyłam. A w końcu o to chodzi w wakacjach.;)
Czy polecam? Raczej polecam. Takie 4 na 6. No... 4 +.:)

Sałatka dla leniwych i innych niemających czasu

Mówią, że pyszna i mi też smakuje.

Składniki:
1 opakowanie mieszanki sałat (takie porwane i podobno umyte)
1/2 opakowania pomidorków koktajlowych (nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać całe opakowanie)
2 serki camembert, czy tam "typu camembert", smak i producent dowolny
trochę słonecznika łuskanego (trochę, czyli jak kto lubi, 4 łyżki będą optymalne)
sos francuski w proszku, olej, woda

Wykonanie:
Sałatę do miski (mimo wszystko po drodze ją jeszcze polewam wodą;)), pomidorki kroję na połówki, ćwiartki albo jedną trzecią, zależy jak leży. Serki kroję w co popadnie, najwygodniej wychodzą trójkąciki albo trochę grubsze plasterki, w każdym razie nie drobna kostka, tylko konkretniejsze kawałki. Wrzucam do sałaty i pomidorów. Słonecznik prażę na suchej patelni przez kilka minut, często mieszając, żeby się uprażył, a nie spalił. Robię sos, a jak, to pewnie wszyscy wiecie, bo każdy taki sos kiedyś robił, a jak nie robił, to jest napisane na opakowaniu (proszek+woda+olej/oliwa). Polewam sałatkę, mieszam i na końcu wsypuję słonecznik.

Przepis autorski, zrodzony z potrzeby (jak to podsumował mąż) "obchodzenia urodzin przez 3 tygodnie" i napiętego weekendowego grafiku. Szybki, łatwy i smaczny. Efekt mieszanki fascynacji serem camembert, oglądania"Kuchennych rewolucji", zauroczenia prażonym słonecznikiem podczas urodzin K. lata temu, niedawnej wizyty w Y. i sałatki z camembertem, słonecznikiem i łososiem z sympatią do mieszanki sałat, która ostatnio często gości w moim domu. Tylko nazwy dla sałatki nie ma. To może, w myśl zaleceń social media, zrobimy na blogu konkurs na nazwę dla bezimiennej sałatki?;)

W każdym razie smacznego temu, kto zaufa mojemu przepisowi.;)

piątek, 12 lipca 2013

Don't cry for me Argentina...


No to nie pojedziemy na finał Ligi Światowej, ewentualnie na trybuny...:( Chyba nie przynoszę szczęścia męskiej siatkówce. I od dzisiaj nie lubię liczby 21.
Trzeba umieć przegrywać, ale że rok temu Bułgarzy obrzucili naszych butelkami, to przynajmniej dzisiaj sobie ulżę, łżąc po przeciwniku. Pastuchy cholerne!

środa, 10 lipca 2013

Wbrew prawom autorskim;)

W zachwycie nad dziełem (nazywajmy rzeczy po imieniu!), które zawładnęło mną ostatnimi czasy, nie było sposobności, by poprosić jego autora o zgodę na publikację. Biorę to jednak na siebie i publikuję, bo powstrzymać się nie mogę. Jeśli autor wyrazi zgodę, przedstawię go tu z imienia i nazwiska albo przynajmniej z blogowego pseudonimu:) A tymczasem, żeby chociaż jedna z ustaw weszła w czyn, dane osobowe będą w tekście utajnione. ;)
Tak więc proszę Państwa - oto i mój prezent urodzinowy:

Czegóż winszować Iks - Igrekowi?
Nikt tego nie wie - wszyscy niegotowi.
Bo Ciocia B. szczęśliwą jest kobietą-
ma zdrowie, dom, męża i jeździ karetą.
Pozostaje jej więc życzyć jeszcze więcej zdrowia - 
i już się grypa przed M. chowa!
W tym domu spokoju i czystej podłogi,
tego życzyć nie trzeba, to się i tak robi :D
Męża trzeźwego i szykownego - 
wszakże z nim niewiele jest normalnego.
Kareta - Volkswagen żeby szybko śmigała
i nawierzchni jezdni zawsze dobrze się trzymała.
Ponadto, by siatkarskich emocji nie brakowało,
a w obronie się wyginało Ignaczaka ciało.

:D:D:D

I nie wiedzieć czemu u wszystkich czytających ten wiersz kobiet, prawdziwym hitem jest ostatni dystych - czyżby więcej było wielbicielek libero?;) Jeśli już o tym, "Ignaczaka ciało" może się ostatnio za dużo "w obronie" nie "wyginało", ale bilans ostatnich meczy mamy dobry i oby tak dalej!:)

A Autorowi jeszcze raz DZIĘKI!:):*

czwartek, 4 lipca 2013

Obwieszczenie :)

Na początku chciałabym złożyć ( i to niniejszym czynię) serdeczne podziękowania za troskę, jaką szerokie grono czytelników Pyzy obdarzyło żmudny i trudny proces dostawy materiałów budowlanych na posesję klienta przez "Budujesz - Remontujesz - Urządzasz". Wprawdzie dwa dni temu zanosiło się raczej na "Wyrywasz - Demolujesz - Rozwalasz", ostatecznie jednak rzecz zakończyła się sukcesem, a rzeczony materiał spoczywa na moim podwórku, o czym pragnę poinformować zainteresowanych, gromadnie ślących zapytania poprzez różne różniste środki komunikacji. Donoszę także, że obyło się bez większych trudności (na wszelki jednak wypadek stojący na podwórku samochód już z rana usunęłam na parking po przeciwnej stronie ulicy:D). Jedyną trudnością okazało się zidentyfikowanie płci pana kierowcy (tego nr 2), w efekcie czego mąż mój zaproponował mu:"Niech sobie PANI tu nawróci" :D

Raz jeszcze - po stokroć dziękuję i chyba już nie będę nic remontować, a z pewnością nie podejmę się czegoś, co wymagać będzie transportu. W końcu coś mi musi dawać cień przed domem.:D

poniedziałek, 1 lipca 2013

"Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda..", czyli o eko-rodzinie.

Miałam ci ja planów na dzisiaj, oj miałam! Najpierw to postanowiliśmy z mężem pierworodnym być eko i naprawdę, ale tak całkiem na serio segregować. No bo 1.lipca, ustawa śmieciowa i tak dalej. Segregowane odbierają u nas raz w miesiącu i w czerwcu jakoś za późno się zabraliśmy za segregację,więc wczoraj wieczorem okazało się, że plastików u nas nie za dużo, tak do połowy worka. Wyczytałam jednak, że do żółtego można tez metale i takie tam, no więc już po chwili stał przede mną mąż z workiem po brzegi wypełnionym puszkami po swoim ulubionym napoju.:] A że jest to bardzo ulubiony napój mojego męża, to nazbierało się i na drugi worek. Do niebieskiego dołożyłam jeszcze makulatury i z poczuciem bycia super-eko położyłam się spać. Rano szanowny wybranek mój, wzorem sąsiadów z prawa, z lewa i jeszcze dalszych, postawił worki przed bramą. Jakież więc było moje zdumienie, gdy nie dalej jak po kwadransie oznajmił, że stała się rzecz niebywała - u jednego i u drugiego sąsiada worki stoją, jak stały, a u nas została tylko makulatura...
A niedaleczko mamy skład tak zwanego ZŁOMU...:]
Cóż...korzyścią z naszej misternej segregacji będzie tylko to, że jakiś żulik na niej zarobi. Tylko nie wiem, na co mu był worek z pojemnikami po margarynie, z butelką po płynie do podłogi, opakowaniem po żelu do włosów i petach po niemałej ilości coli, wody i innych napojów białych i kolorowych.
No ale nic to jeszcze. W dalszej części dnia zaplanowane miałam czekanie na pana z popularnego sklepu z materiałami budowlanymi, wszak przed południem zjawić się miał z wyposażeniem mojego podwórka, po czym udać się miałam do sklepu z wyposażeniem gospodarstwa domowego, celem zakupienia różnych różnistych pojemniczków do szafek. Pan budowlany przyjechał w miarę szybko, ale od razu miał przerażanie w oczach, twierdząc, iż problem jest, bo on nie wie, jak podejść moje ogrodzenie, żeby przerzucić za nie dwie palety. Rok temu udało się to dwukrotnie bez cienia utrudnień, co też panu powiedziałam, nie nakłaniając go jednak do niczego, bo zdążył się już spocić. Pochodził, pomyślał, powzdychał, postękał, podrapał się po głowie, po czym jął czynić dzieło. Wsiadł do auta, cofnął, podjechał na "mój" chodnik, po czym znów wycofał, żeby wyprostować się, pojazd swój niemały, znaczy. W pewnym momencie cofania zauważyłam, że drzewko za autem jakby drgnęło, toteż zamachałam do pana, żeby już dalej nie jechał, bo drzewko. Pan też chyba poczuł opór, bo skrzywił się jakoś, po czym - ignorując moje machanie albo traktując je jako zachętę, nie wiem - dodał jakby gazu i z całym impetem drzewko z korzeniami powalił na sam środek ruchliwej ulicy...
Daruję sobie i Wam dalszą relację, czyli błyskawiczne pojawienie się niewyobrażalnie wyrozumiałych strażników miejskich, proces sprzątania i cięcia powalonego drzewa przez ekipę budowlaną oraz układanie kostek chodnikowych, celem zatarcia śladów po korzeniu. Pan kierowca był tak przestraszony, że bałam go już pytać o mój towar. Wsiadł do auta, odjechał i pod mój dom pewnie już nie wróci. Moich palet więc jak nie było, tak nie ma, z domu nie wyjdę, bo czekam aż "coś mniejszego" mi je dostarczy, a - jak to trafnie podsumował mój mąż - nasze bycie eko skończyło się na tym, że ukradziono nam posegregowane puszki i wyrwano drzewo sprzed domu...
To może już lepiej nie bądźmy eko...;)

I w ten sposób rozpoczęły się wakacje 2013.:D