O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

piątek, 31 maja 2013

Ankieta

Uprasza się kochanych czytelników o udzielenie odpowiedzi na kilka pytań dotyczących życia codziennego, które pozwolą mi podjąć działanie lub oddać się bezkarnemu lenistwu.

1. Co jest lepszym rozwiązaniem - wrócić w piątek z pracy, olać bałagan i leżeć do góry brzuchem, po to, żeby posprzątać w poniedziałek czy też wrócić w poniedziałek z pracy i leżeć do góry brzuchem, bo posprzątało się w piątek?
2. Czy dom naprawdę trzeba sprzątać co tydzień?

Za pomoc z góry dziękuję.;)

czwartek, 30 maja 2013

Jestem!

I to nie w psychiatryku - pomimo ostatniego postu;) Mam głęboką nadzieję, że dotrwam bez tej instytucji do okresu wiecznej szczęśliwości albo przynajmniej tej dwumiesięcznej. A cóż ostatnio? Szaleństwo w toku, produkcja konspektow zamknięta, zajechałam dziś drukarkę na ostatnie dokumenty i ogólnie czas zamykania i kończenia nastąpił, więc jakby idzie ku dobremu. Ze złotych myśli i złotych przygód Pyzy ostatnich dni wspomnieć należy kolejny odcinek serii"Pyza u mechanika".
P:Dzień dobry, odboje z tyłu chciałam wymienić.
M:Aaa, te co przy zmianie opon...
P:Tak, tak, te.
M:No dobra, to pani zostawia.
P:Yhy, to co-kluczyki?
M:Nooo, najlepiej by było.;)
P:Hahaha. I jeszcze coś?
M:No...i jeszcze dobrze by było, żeby samochód był!:D

Pan się cieszy, że Pyzy mają poczucie humoru.;) Ale co najciekawsze-po skończonej robocie, pan odstawił mi samochód pod dom.:)Fakt, że to przez ulicę, no ale jednak odstawił na mój parking, a nie "mechanikowy";) Po kluczyki jednak trza było się pofatygować. I zapłacić też samodzielnie. Życie;)

piątek, 24 maja 2013

Nie proszę o siłę...

Aniele Stróżu...
Daj mi cierpliwość. Duuużo cierpliwości, żebym wytrwała do lipca. Daj mi wyrozumiałość, bo za Chiny Ludowe nie rozumiem filozofii, jaką kieruje się współczesna pedagogika. Daj wytrwałość w tej beznadziejnej pracy, a jeszcze lepiej daj mi nową, satysfakcjonującą pracę. Daj mi dużo spokoju. Daj mi nie zejść z rozumu. Daj mi wypłatę i nie każ tam chodzić! W ogóle daj mi więcej pieniędzy. Kopnij mnie w tyłek i daj odwagę do tego, żeby odwrócić się na pięcie i wziąć sprawy w swoje ręce. Daj mi determinację, zdecydowanie i wytrwałość w dążeniu do celu. Tylko siły mi nie dawaj, bo nie daj Bóg, pewnego pięknego dnia jej użyję! A - jak to mówią - zabijesz barana, a pójdziesz siedzieć jak za człowieka...

Mam dosyć tego dziadostwa. Uszami mi wychodzi ta praca. Chyba pora walnąć w stół!
Dajcie mi stół!;)

środa, 22 maja 2013

Początek końca:)

Może tytuł brzmi trochę dramatycznie, ale jego wydźwięk jest jak najbardziej pozytywny. Pamiętam doskonale, jak u progu roku szkolnego nie wyobrażałam sobie, że kiedyś nastąpi czas, że będziemy zamykać te wszystkie pootwierane wtedy sprawy. A teraz właśnie zaczynamy je zamykać i choć tego zamykania jest w trzy...ekhmmmm to i tak już się cieszę. Ostatnie zebranie, ostatni konspekt dla pierwszej klasy - po całym roku to są powody do radości. Chyba znów zastosuję metodę z sesji na drugim roku. Przygotuję sobie 20 cukierków i każdego dnia po pracy będę zjadała po jednym. A jak zjem ostatniego...to upiję się jak świnia!!!!!!!!!!!!!! I pomimo wcześniejszych licznych obietnic, tym razem zrobię to z całą pewnością.;)

niedziela, 19 maja 2013

Po :)

Właściwie powinno być: Po :(
No bo szkoda, że już po... Ale zostały miłe wspomnienia i dlatego jest ":)"
Chyba nigdy nie czułam się na weselu tak bezpiecznie jak wczoraj - tyle wojska i policji wokół!:)
I kolejni odhaczeni z listy panien i kawalerów... Chyba ostatni w najbliższym czasie, chociaż nie wiadomo - ponoć to bywa "szybciej niż nowe buty";) Póki co poweselny stan gardła wskazuje na to, że może się skończyć na L-4. Pojęcia nie mam po czym, ledwie usta w szampanie zamoczyłam i parę razy pokrzyczałam, że "tak się bawi, tak się bawi we-se-le!" No, może więcej niż parę.;) Ale jeśli już o parach mowa, to jak należy byłam w butach na weselu i to aż w trzech parach - najwyższe na pierwszą fazę, niższe na średniozaawansowaną i baleriny na dogorywanie.;)
Bilans: trzy pary butów, dwie pary rajstop, bolące gardło, skok do łóżka równo ze świtaniem i nietomność ogólna przez cały dzień oraz przepłakane kazanie i pół przysięgi (a jakże!).
Wniosek pierwszy: wszystko się udało.
Wniosek drugi: NIGDY WIĘCEJ NIE DAJĘ SIĘ WKRĘCIĆ W ROLĘ KIEROWCY!!!
Wniosek trzeci: chyba wymagam leczenia. O sobowtórze Wlazłego już pisałam, ostatnio kupowałam farbę u sobowtóra Achrema, a wczoraj siedziałam vis-a-vis samego Igły!!!;)

piątek, 17 maja 2013

Otom jest w domu:)

Wróciłam. Niedawno. Nie żeby z melanżu, jak to mówią. Z pracy wróciłam.
Ci nauczyciele to kurna mają dobrze... Robi to to osiemnaście godzin w tygodniu. No to co to jest te osiemnaście godzin! Każdy normalny to w dwa dni wyrabia! Przyjdzie taki do pracy, nie tam na szóstą - na ósmą albo i później, jak mu się tam chce. Kawę zrobi, za biurkiem siądzie, dzieciakom coś zada i ma spokój na godzinę, bo wiadomo, że dzieci u nas posłuszne i godzinę wysiedzą jak trusie. Ba, godzinę! Nie taką zegarową oczywiście, tylko 45 minut. Potem mykusiem do pokoju z dziennikiem pod pachą, a tam ploteczki i hi-hi-hi. Posiedzi, pogada, po dwóch godzinach wróci do domu i ma wolne! A jaka kasa! Ferie wolne, wakacje wolne, święta wolne, weekendy wolne. Za wszystko płacą! A ci jeszcze narzekają! Panie, co to za robota w ogóle!

Cholera... faktycznie, było zostać nauczycielem... A nie jakąś marną pedagożyną, co haruje jak wół od świtu do nocy w piątek przed weselem. Głupi człowiek, głupi...
;)

czwartek, 16 maja 2013

Nie mam czasu na sen...

A nawet jak już mam, to budzę się zbyt wcześnie i zasnąć nie mogę. O tym, co dalej śpiewała Kozidrak nie mam czasu nawet myśleć. Może to dziwne, ale dopiero w tym tygodniu sobie uświadomiłam, że moja praca nie jest spokojna - my ciągle gdzieś pędzimy. Nie dziwota - teoretycznie każdego dnia jest klika momentów, w których powinniśmy być w minimum dwóch miejscach jednocześnie. Bez metafor! W przyszłym tygodniu się to nie zmieni, mam jednak nadzieję, że obroty się zmniejszą.:)

wtorek, 7 maja 2013

Dobrobyt, czyli azot czy powietrze?

Znowu robienie z siebie durnia u mechanika wypadło na mnie. Udałam się jak zwykle do warsztatu, w którym pracuje sobowtór Mariusza Wlazłego (przy okazji dostrzegłam, że pracuje tam też kopia Marcina Mellera). 
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, opony chciałam wymienić.
- Pani wjedzie.
- Yyyyyyyyyyy, noooooooooo, a ten tego, może by, yyyyyy, pan mógł, tego, tam wjechać.
- (uśmieszek)
- O proszę, proszę, kluczyki, dziękuję bardzo!
Pan wjeżdża, wyciągamy opony, w sumie już jestem spokojna, bo dalszy scenariusz jest mi znany, wszak zakładanie zimówek też ja załatwiałam, więc pewna jestem, że nic mnie nie zaskoczy. I w tym momencie pada pytania:
- Czym napompować - powietrzem czy azotem?
Rola idioty w warsztacie mechanika jest mi tak dobrze znana, że nawet nie siliłam się na zastanawianie, tylko bez ogródek odparałam: "Yyyy, nie wiem."
Pan stwierdził, że powietrzem. Może jednak nie wyglądałam na tak głupią, bo panowie uznali, że ze zjechaniem z tego czegoś poradzę sobie sama, bo to wystarczy tylko odpalić i zjechać, bez kręcenia kierownicą. Faktycznie - wystarczyło.
Drugi hit dnia dzisiejszego to... amoniak. Żadnych ciastek nie robiłam, po prostu remont "nadachowy" się zaczął i fachowiec orzekł, że do odtłuszczenia blachy przed malowaniem najlepszy amoniak. Aż dziw bierze, ale w mieście niemałym nigdzie, powtarzam NIGDZIE, najzwyklejszego amoniaku spożywczego dostać się nie dało. Niezwykłego amoniaku zresztą też nie było. Ani w sklepie na A, ani na K, ani na C, ani na Ż, ani na E, ani na L, ani w klasyku na B, ani w żadnym innym pomniejszym. Wszędzie za to było po pięć rodzajów sody oczyszczonej, z siedem gatunków żelatyny, dziesięć firm produkujących proszki do pieczenia i drugie tyle sortów cukrów waniliowych bądź wanilinowych, setki gotowych ciast w proszku, w trzy dupy kwasków cytrynowych itp., itd. Amoniaku - niet! 
Ech... PRL to był zły generalnie, bo nie było bananów i wycieczek za granicę. Ale pieprzony amoniak do amoniaczków to chyba można było znaleźć... A teraz co - okazuje się, że banany to same węglowodany i w sumie to tuczy, a na wycieczkę "zagramaniczną" to nie wiem, czy za życia zarobię. I zwykłego amoniaku też nie ma, ot co!

środa, 1 maja 2013

Goodbye Grey!

Ech... skończyłam drugą i chyba ostatnią część. O ile pierwsza była przyjemną przebieżką, podczas której szybko i niespodziewanie pojawiła się meta, o tyle druga część przypominała czasem morderczy maraton, który przemierza się, żeby jak najszybciej dobiec do mety i strasznie się człowiek tym wysiłkiem męczy.:/ Może się zdziwicie, ale "Ciemniejsza strona Greya" przypominała mi... "Nad Niemnem" i dłuuugie opisy Orzeszkowej, które się pomijało. Dokładnie to samo zaczęłam robić mniej więcej po 1/4 "drugiego Greya", z tym że u Orzeszkowej były to opisy malowniczych krajobrazów, a u James perwersyjne opisy stosunków seksualnych, które po prostu uszami mi wychodziły. W połowie książki mocno wkurzała mnie już niezdecydowana Anastasia, która najpierw zwiała z powodu "pokoju zabaw", a potem boczyła się, że do niego nie wracają. Wkurzał mnie też mamlas Grey, który padał przed babą na kolanach i skomlał:"Nie odchodź! Nie odchodź!" Wkurzał mnie też tak zwany świat przedstawiony, pełen kasy, samouruchamiających się iPodów, gadających mikrofalówek, śpiewających pralek;), co i rusz zmienianych samochodów, służby na każdym kroku i wszechwiedzącego, wszechpanującego Christiana Greya, który i firmę kupi, i szefa wyrzuci, a i wolny dzień by załatwił. No i przede wszystkim seks, który pojawia się w dziwnych momentach, jako rozwiązanie każdego problemu. Doszło do tego, że z każdym opisywanym szelestem słynnej foliowej paczuszki, robiłam przewijanie i czytałam, jak bohaterowie już skończyli. No bo ileż można! O wewnętrznej bogini strzelającej salta nie mam opinii - tak szybko biegłam do mety, że nie zdążyłam ostatecznie zdecydować, czy mnie wkurzała, czy nie. Generalnie, czytając dziś drugą część, wieszałam psy na autorce, ale ostatnie dwadzieścia stron trochę złagodziło moje wrażenie. Tam rzeczywiście zaczynają dziać się rzeczy niespodziewane (choć ostatni wątek grozy można było bardziej rozwinąć). I takie jest zakończenie - do ostatnich kartek nie sądziłam, że tak to będzie. Nie zdradzę jak - może ktoś będzie czytał. Ja chyba już nie. Bo choć skończyło się fajnie i nawet jestem ciekawa, co dalej, to nie wiem, czy przez kolejne 600 stron mam ochotę dostawać cholery i omijać erotyczne opisy, tylko po to, żeby na ostatnich kilkunastu kartkach poczytać, że ostatecznie jest ok. Także chyba zerknę na streszczenie, pożyczę szczęścia Anie i Greyowi, a od jutra przeniosę się z powrotem do Borejków.:)
Sorry, pani James.;)

Witaj maj,pierwszy maj!:)

I już maj, i po Pluslidze, i kadra za chwilę, i wakacje. A jeszcze niedawno był wrzesień i perspektywa nieosiągalnej wiosny. Zleciało - ale to nie nowość.:) Zawsze zlatuje i zawsze tym "zlatywaniem" zaskakuje. A maj to już z górki.:) Ugodowa jakaś ostatnio jestem względem natury,bo nawet pogoda mnie dzis nie denerwuje (a chyba gorszej nie bylo z 3 tygodnie).W sumie to chyba najlepsza pogoda na to, żeby usiąść z mocno poslodzonym cappuccino (więc dziś też nie przejdę w diecie 5:2 na fazę 2;)) i dokończyć Greya, a przy dobrych wiatrach kontynuować nadgryziona już książkę o dawnych prezenterkach i początkach telewizji.Pewnie część z Was ma podobne plany, więc miłego czytania.:)
PS:wygląda na to, że grządka będzie dorodną plantacja mleczy i wszelkiego innego trawska,choć staram się co kilka dni to usuwać. Mimo to znawcy tematu dość sromotnie skrytykowali moje przedsięwzięcie:( Cóż no...nie każdy musi być ogrodnikiem.;)
PS2:pisząc o plantacji trawska mam na myśli klasyczne znaczenie tegoż słowa, czyli 'roslina porastająca trawnik'.;)