O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

czwartek, 28 lutego 2013

Pyza vs gorączka 1:1

Dzisiaj 1:1,bo w setach nadal prowadzę;) Przechodziłam choróbsko miesiąc temu,i dwa, i trzy, ale tym razem poległam w walce z wirusem.No i...jestem,leżę,czytam,piszę,łykam, co kazano i znoszę łamanie w kościach.Chociaż z tym połykaniem to nie tak znowu przyjemnie.
Pojutrze mam być jak nowonarodzona,no-najpóźniej w poniedziałek. Ale póki co walka z gorączką trwa.Z gorączką
i bezecnymi pomysłami niejakiego pana Christiana Greya z powieści E L James (pojęcia nie mam jak ta pani ma imię i dlaczego wszędzie E L jest napisane bez kropek). W każdym razie twarze pana Greya są...hmmm...dziwne, wręcz obrzydliwie dziwne.To,co sam o sobie mówi-że jest popieprzony na pięćdziesiąt sposobów-stanowi idealną charakterystykę. Ta kreacja głównego bohatera sprawia,że czyta się to to tez dziwnie.Trudno powiedzieć,że to fajna, relaksująca książka, bo wcale nie jest lekka,ale jednak czyta się ją jednym tchem i sto stron mija w mgnieniu oka, potem kolejne sto, i kolejne, i kolejne...Przede mną jeszcze jedna setka i chyba dziś się z nią uporam. Ale jutro też nie będę się nudzić. W kolejce czeka kilka czytelniczych perełek:) A jeśli już o tym mowa, zacytuję jedno mądre zdanie z telewizji śniadaniowej (sic!):"W moich czasach uczono,że książka to nie przedmiot, ale KSIĄŻKA, księgarnia to nie sklep, tylko KSIĘGARNIA." Tylko jak to teraz wytłumaczyć młodemu pokoleniu?

niedziela, 24 lutego 2013

Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam...

Wbrew pozorom nie zamierzam recenzować dziś tej książki Coehlo. Po prostu tak możnaby zatytułować dzisiejszy dzień. Jutro do pracy, w tak zwanym małżeństwie...no comment, turnus z najfajniejszymi dziećmi świata zakończony (wiem, nie jesteście już dziećmi;)), powrót do pustego domu, a poza domem szaro, buro, ponuro i deszczowo.  I jeszcze Resovia przegrała ze Skrą w tie-breaku. Po powrocie miałam ochotę tylko na to, żeby usiąść nad brzegiem rzeki Piedry... Ech...
Na plus zaliczyć można jedynie pochwałę za teksty reklamowe, która podobnież ma się odbić w zapłacie.:) Na plus i na minus, bo skoro robię to dobrze, to czemu nie robię tego zawodowo?
Ech...

Koniec i początek

U mnie jednak inny niż u Szymborskiej,gdzie"Po każdej wojnie ktoś musi posprzątać",bo "jako taki porządek sam się przecież nie zrobi". Ja raczej nie jestem po wojnie,tylko wracam na nią od poniedziałku;) Na wojnę ze swoimi nieustannymi pragnieniami zmiany i robienia czegoś nowego,ciekawszego,fajniejszego...Ostatnio otworzyła mi się w głowie klapka pt.dziennikarstwo,która w rzeczywistości zawiodła mnie na ten humanistyczny kierunek.Tylko w trakcie jakoś mi się zatrzasnęła...A teraz już nie tak łatwo wrócić mi do pierwotnych instynktów. Teraz muszę na nowo dorastać do dziennikarstwa. I to dorastanie ostatnio się uaktywnilo, choć droga do ostatecznego stanu rzeczy daleka. I znów to samo-chciałabym, ale się boję.Fuck:( Nie lubię tego, tak jak poczucia, że jutro znów wejdę do pustego domu, w którym znów nic się nie dzieje, w którym są dwie milczące osoby, dwa buczące laptopy i dwie wysprzątane łazienki... Bez wątpienia dzieci male i duże są sensem życia i każdego działania. Są celem samym w sobie, motorem do robienia z radością najbanalniejszych rzeczy, stworzeniami, na które wystarczy spojrzeć i nie sposób się nie uśmiechać:) Kiedyś kompletnie tego nie pojmowałam, od jakiegoś czasu zaczynam trochę rozumieć, a nawet to odczuwać i pewnie dlatego zawsze z utęsknieniem czekam na te krótkie tygodnie ciociowania:) Wiem też jednak dobrze, że do niczego więcej niż bycie ciocią nadal nie dorosłam. Cóż...w takim razie popołudniami Pyza znów sama w domu. :(

niedziela, 17 lutego 2013

rodzinka.pl

Od wczoraj u nas w domu rodzinka.pl, wersja-z dziecmi:) Lubię to! Ba-bardzo lubię to! Bo raz,że jest się do kogo w domu odezwać, dwa,że jest z kim się gdzieś wybrać,kiedy wszyscy pracują,a trzy,że jest po prostu wesoło i zawsze czegoś nowego człowiek się dowie od inteligentnej młodzieży:) Słowem - oto rozpoczęła się lepsza część urlopu,kiedy to mogę być ciocią nie tylko przez weekend. Bo choć bywam leniwa,to jednak bardzo lubię robić obiadki, które ktoś docenia. Szkoda,że nie można wykonywać zawodu "ciocia";) A propos zawodu, który sni mi się niemal każdej nocy-zagłębilam się ostatnio w lekturę wspomnień absolwentów mojej, bądź co bądź, kochanej uczelni. Absolwenci ci są przedstawicielami nieco starszych roczników. Na szczególne upamiętnienie zasługuje wedlug mnie wywiad z jednym z dziennikarzy dużej i fajnej gazety, do której żywię cieple uczucia. Pomijając mistrzowski wg mnie styl pisania owego pana oraz jego ciekawą osobowość, w pamięci utkwiło mi podsumowanie wywiadu, w którym dziennikarz powiedział mniej wiecej tak:"Bądźcie ciekawi świata, szanujcie swoją pracę, to ważne,bo czasy ciężkie,więc szanujcie pracę...ale jak jest głupia,to ją zmieńcie!":) Mówcie, co chcecie, według mnie to bardzo mądre! Przepraszam za literówki, ale pierwszy raz dodaję post przez komórkę.:)

środa, 13 lutego 2013

Relacja z wyspy Nicniemuszę :)

W następnych wyborach zagłosuję na partię, która będzie postulowała opłacanie składek ZUS i choćby najniższą krajową dla gospodyń domowych. Mogłabym być taką zawodowo, przy niezmienionym stanie osobowym i potrzebowo-konsumpcyjnym tym samym, w moim domu.;) Wstawałabym rano ok.9-ej, oglądałabym telewizję śniadaniową i popisy duetu Prokop & Wellman (lubię ich!), potem jakieś śniadanko, jakieś sprzątanko,jakieś pisanko i czytanko (a niechże będzie trochę ambitnej przyjemności), obiadek, mężulek, sprzątanko - zmywanko i relaks po ciężkim dniu pracy.;) A za to niewiele mniej niż zarabiam teraz dziką nerwówką. I co - źle by mi było?Ha! Taaaaaaaaaaaaaaaak bym żyła!;) Na szczęścia mam na takie życie jeszcze grubo ponad tydzień i będę czerpać z tego garściami. Jedynym minusem byłby brak znajomych z pracy, z którymi zdarzył mi się ostatnio clubbing - kulturalny taki - który w założeniu trwać miał 3 godzinki góra, potem przedłużył się o następną godzinkę, by skończyć się suma sumarum po blisko pięciu. No więc to jest minus - brak znajomych z pracy, ale przecież na szczęście są też inni, nie z pracy, którzy przy clubbingach i domówkach sprawdzają się rewelacyjnie, więc nie ma problemu.:)

A póki co leżę jeszcze opiżamowana (a co! za dwa tygodnie już tego nie będzie), piszę, oglądam telewizję śniadaniową - niestety P&W byli wczoraj, chyba - w perspektywie najbliższej mam zrobienie pasty jajeczno-rybnej, odśnieżenie tu i ówdzie oraz wyjście do sklepu po biały ser do makaronu.
Żeby było jeszcze trochę inteligentnie na koniec, temat aktualny - abdykacja papieża i kolejny dowód na to, że żyjemy w czasach historycznych. Dla mojego pokolenia to drugi pontyfikat i teraz drugie konklawe, dla pokolenia moich rodziców i dziadków to właściwie czwarty pontyfikat, bo przecież żyli w czasach krótkich rządów (nie wiem, czy to dobre słowo) Jana Pawła I i dłuższych Pawła VI. Jeśli chodzi o samą abdykację to zdecydowanie ciekawe wydarzenie, bo do tej pory miała miejsce tylko raz - u schyłku XIII wieku dobrowolnie ustąpił Celestyn V, który po kilku miesiącach na tronie Stolicy Piotrowej uznał, że nie podoła tej funkcji. Mówi się też o kilku abdykacjach, do których doszło pod naciskami. Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami odsyłam tu: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13385365,Ostatnio_dobrowolnie_abdykowal_Celestyn_V__700_lat.html
Fakt faktem - wydarzenie zaskakujące, które sprawia, że znów historia dzieje się na naszych oczach. Jego dopełnieniem może być informacja, o burzy, która wczoraj (sic!) przeszła nad Watykanem. Widok błyskawic na Bazyliką św.Piotra nawet w relacji telewizyjnej był dość... hmmm... przejmujący i chcąc nie chcą skłaniał do refleksji, co to właściwie ma znaczyć? Pożyjemy, zobaczymy.

Jesteście gotowi do Walentynek?:)

środa, 6 lutego 2013

Z pozdrowieniami...

... dla wszystkich, którzy nie wierzą, że po trzech godzinach pracy z dwudziestoosobową grupą człowiek może wracać do domu, powłócząc nogami, z jęzorem na butach i dźwięczącym w głowie pytaniem młodych, mądrych młodych, "skoro może być pani dziennikarzem, to po co się pani użera z taką bandą?" No właśnie - po jaką cholerę mi to??? Ktoś pamięta, jak to się w ogóle stało?;) Btw - nie wspominam już o kolejnych trzech godzinach z jedną osobą, bo to sama przyjemność. Ani o kolejnych trzech, które jeszcze mnie czekają z komputerem i tekstem.
Pozdrowienia kieruję też w stronę Szanownego Małżonka Jedynego, który w ciągu jednej doby zorganizował przejście z telewizji cyfrowej X na telewizję cyfrową Y głównie po to, żeby można było obejrzeć mecz Zaksa vs Arkas Izmir.:)
Panie Boże, jeśli wymyśliłeś urlop, to daj do niego jeszcze dotrwać w zdrowiu fizycznym i psychicznym!:)

poniedziałek, 4 lutego 2013

"Ciociu,ciociu,nie bądź taka...";)

W roli mamy wciąż się nie widzę, ale rolę cioci bardzo lubię. A już ciotka Klotka, czyli ciocia wszystkich cioć z czasów mojego dzieciństwa zawsze mi pasowała. Mam wrażenie, że z wiekiem staję się taka chaotyczna jak ona i za chwilę rzeczywiście będę "pędzić z szumem wielkim", a za mną moje pantofelki i stos papierzysk!;) Jedno tylko mnie różni od ciotki Klotki - w życiu nie uniosą mnie żadne błyszczące wstążeczki, a i z motylem trudno byłoby mnie pomylić. ;);)
Btw - nie mogę doczekać się nadchodzącego bycia ciocią w pełnym wymiarze godzin!:)))


"Zabiorę brata", czyli pierwsze domowe kino 3D:)

Roczniki ery '80 - pamiętacie?! Kto miał tik-takowe okularki do teledysków 3D? Ja swoje pamiętam doskonale - błękitne w granatowe kwiatuszki. Wprawdzie nie były to czasy, kiedy miałam ochotę zabrać brata na koniec świata, raczej woleliśmy wysłać się tam nawzajem, bez podarowania biletu powrotnego.:D Ale teraz bym zabrała.:):* Do pewnych decyzji po prostu trzeba dorosnąć.;) Mimo wszystko szkoda, że tamte czasy minęły, a roczniki pookrągłostołowe naprawdę wiele straciły, nie znając tego co my. Oczywiście nie ze swojej winy. Szkoda, że czasu nie można cofnąć.


piątek, 1 lutego 2013

Wilk w owczej skórze ;)

A może owca w wilczej skórze? Kto wie... Pewne jest natomiast, że oto i nadszedł ON, TEN bez którego nie wyobrażam sobie życia, a już na pewno nie wyobrażam sobie swojej pracy, jest zdecydowanie jej największym plusem, niestety... :/ Mowa o boskim weekendzie. Ale nie o tym Weekendzie, co uwielbia ją, bo ona tu jest i tańczy dla mnie.;) Chociaż gdyby mógł się pojawiać częściej, to mogłabym dla niego tańczyć, he he.:)
Wracając do sedna wpisu - wreszcie można zrzucić z siebie ciążący na codzień status budżetowego robola i być sobą we własnej skórze, a nie rzucającym gromy pseudo-fantastą nawracania nic-mi-się-nie-chcących i a-mu-si-myckich oraz a-po-co-nam-towskich.
To takie żałosne, kiedy wykształcony człowiek prowadzi bloga tylko po to, żeby w 90% wpisów podzielić się ze światem swą radością z nadchodzącego weekendu... Mogę tylko pogardliwie prychnąć na swoje teorie z pierwszych miesięcy po studiach, kiedy to pisałam w swoich podaniach o pracę, że wybieram tenże zawód, gdyż gwarantuje on możliwość ciągłego rozwoju, a praca z tymi i owymi daje mi ogromną satysfakcję! Oj, daje, daje - w każde piątkowe popołudnie!!!:)))