O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

poniedziałek, 29 października 2012

He?!

Co to w ogóle za pomysł z tym śniegiem w październiku? Przecież tam za oknem jest regularna zima! Szczęście w nieszczęściu, że zaczęła się dokładnie wtedy, kiedy wróciłam do domu z pracy.:) Ale i tak mi się to nie podoba. Jestem w stanie pójść jedynie na taki układ, że zima w październiku wyczerpie cały zapas zimy na ten sezon. Wszak gminna wieść niesie, iż zimy w tym roku nie będzie...
A może to faktycznie już ten koniec świata?;)

niedziela, 28 października 2012

Panna nie do wzięcia

Taki status sobie przypasowałam, kiedy deszcz (zanim jeszcze zmienił się w śnieg) zalewał wczoraj przez godzinę jedne z moich nowszych zamszowych botków w kolejce do najnowszego mechanika. Przy okazji się zorientowałam,że ten ostatni nowy mechanik jest podobny do Mariusza Wlazłego, a Wlazły - do jednego z mężowych kolegów.
Ano mężowego, bo z okazji męża do mojego statusu dodać należy istotną formułkę "nie do wzięcia". Nie do wzięcia, nie do wzięcia, ale jak przychodzi do opon zdjęcia ( i założenia ) to jakby panna! Nawet gorzej, bo za panny a) nigdy nie miałam aż tak swojego auta, b) takimi sprawami zajmowało się rodzicielstwo bądź rodzeństwo.

Tak więc panna nie do wzięcia...ale nie myślcie, że jakoś bardzo mnie to przytłacza, że nie do wzięcia, bo tak czy siak - kto by to chciał brać... :D
Reasumując, stwierdzam ( mój ulubiony zwrot wypracowaniowy z czasów LO :D) iż godzina czekania warta była fantastycznego wczorajszego wieczoru. I nocy.:) Odkryłam urok zestawienia sera Camembert z kanapką, które na stałe zagości w mojej kuchni; odkryłam różnorodność programów w paśmie nocnym i to, że one naprawdę mają charakter dydaktyczny :D Odkryłam kilka nowych pozycji książkowych do nabycia, no ale przede wszystkim odkryłam taką linię produkcyjną, że pewne krajowe przedsiębiorstwo z sześcioliterową nazwą na P, zakończoną na -os, z L i M w środku, może się schować głęboko!:D Nie wspomnę już o uroku Gospodarki i Gospodarza, bo to akurat nie jest odkrycie ostatniego wieczoru, ale duuużo duuuuuuużo wcześniejsze.:)
Thanks:)
A jutro taki przerywnik weekendowy w pracy.

czwartek, 25 października 2012

Pyszne,ciociu!:)

Język Igły ostatnio na stałe wkracza do mojego codziennego słownika, ale chyba to stwierdzenie jest najlepszym podsumowaniem dzisiejszego dnia. Lubię takie momenty, w których po prostu wszystko się udaje, choć się tego nie spodziewałam, pomimo że przygotowywałam się dłuuugo. I stresowałam baaardzo. W życiu nie przypuszczałam, że TO będzie moja najbardziej udana wizytejszyn. Tym bardziej dziś czuję się dumna i przekonana, że zasłużyłam...:) Tylko nie wiem na co dziś, bo jeszcze przede mną lekturka i kartkówki. Swoje "zasłużenie" odbiję sobie w weekend, kiedy opróżnię z domowych nalewek barek pewnego sympatycznego małżeństwa!:D Zawsze to zapowiadam, ale tym razem naprawdę to zrobię.
Zawsze tak mówię...;)

Ech! Cieszę się, kurka rurka, że trafiłam na dobry dzień u ważnych ludzi.:)
Po prostu było dziś pysznie...ciociu!:D

PS1: Jeśli ktoś nie zna, a jest zainteresowany genezą "Pyszne, ciociu" ----> YT "Igłą szyte" 2011 Puchar świata Japonia odcinek 8, 4:20 :)

PS2: Ostatnio znów ktoś z Rosji odwiedza Pyzę.:) Czyżby Bartosz Kurek?:D:D:D

Aaaach, ciociu,ciociu,good job!:)))

wtorek, 23 października 2012

"Co mnie tu trzyma?"

...śpiewał Marcin Daniec (a może to nie jego i TYLKO śpiewał?) "Chyba klimat i święta..."
No właśnie chyba tylko to + ludzie + polska siatkówka ostatnio, bo z pewnością nie te psie pieniądze za te całe dnie roboty. Wiem, że to nudne i niemodne, bo wszyscy mają za mało i każdy narzeka. Nawet nie chodzi, że za mało, bo wózek jakoś ciągniemy, chodzi tylko o ten dziki zapierdol.:/ Wkurza mnie, że siedzę nad tym wszystkim od rana, dosłownie cały dzień, z przerwą dwugodzinną - zakupy + obiad. I to wszystko za gówniane pieniądze i niepewność jutra, bo w przyszłym roku znowu może się okazać, że bye bye. A jak się tak nie okaże, to też wolę nie myśleć, co mnie dalej czeka. :] Ot, praca!
Nawet do "Kuby Wojewódzkiego" nie zdążyłam się wyrobić, zostało mi tylko słuchanie jednym uchem.
Na rozśmieszenie późnowieczorne mogę zacytować tylko usłyszany przed chwilą dialog z Kubą Błaszczykowskim:
KW: Nasz kolejny gość przyjechał z daleka. Z Austarlii. Graliście kiedyś z Austarlią? Która jest Australia w rankingu?
KB: Taaaak... graliśmy w Krakowie, przegraliśmy 2:1.
KW: O Maaaaaatko! O Maaaatkoooo Booooossskaaa!!! Nawet z Australią przegraliście???!!!!
KB: A z kim myśmy nie przegrali...
:D

Rozwalił system:D Grunt to samokrytycyzm. No bo czy warto się tym wszystkim przejmować?!

poniedziałek, 22 października 2012

Ulubione!:D


Moje paliwo, mogłabym to oglądać w kółko i za każdym razem miałabym ubaw. I mam.:)

"Hej hej,czas wam nie pomooożee, czas wam nie pomoooże!"

:)))

sobota, 20 października 2012

Pierwszy, ale nie ostatni!:)

Właściwie to nie wiem, jak "zacelebrować" to na blogu.:)

Wczorajszy wieczór to taki wymierny dowód na to, że marzenia się spełniają - może nie tak same z siebie, ale wystarczy trochę dobrej woli i czasem minimalne pokłady wysiłku. Mój niecny plan i wielkie wakacyjne pragnienie doszło do skutku. BYLIŚMY TAM!!! Tak, jak chciałam, a nawet trochę lepiej, bo udało mi się złożyć dinozaurowe życzenia urodzinowe z niewielkim poślizgiem na wielkim meczu:)
Atmosfera nieziemska, towarzystwo rewelacyjne - po prostu wszystko, wszystko wyszło tak, jak miało wyjść. No, może wynik nie do końca satysfakcjonujący nasze siatkarskie bożyszcza, ale w natłoku emocji wszelakich dla mnie wynik w zasadzie jest jakby drugorzędny. Wygrał lepszy.
Najważniejsze jest to, że byliśmy i zaciągnęliśmy się sportową atmosferą, a że w życiu się jeszcze niczym nie zaciągałam, to mam nadzieję, że szybko wejdzie mi ona w krew i pozostanie kolejnym pyzatym szaleństwem.:)

Dalej jestem oczarowana całokształtem i nie mogę się doczekać powtórki, oczywiście w równie dobrym towarzystwie.
PS: Panowie siatkarze z perspektywy sektora nr 15 wyglądają młodziej niż z perspektywy 32 cali.

piątek, 19 października 2012

Dom:)

Die deutsche Sprache nadal szumi mi w uszach.
Boli mnie wszystko - "Moje... wszystko",jak to ktoś powiedział po kolejnej wspinaczce.;) Mam jeszcze cały dom do posprzątania i cooooraz mniej czasu.;) Małą dawką snu też bym nie wzgardziła, ale...było super!:) I jest nadal,wszak wielki to dzień.
Byle do wieczora!:))) Juuupi!:D

wtorek, 16 października 2012

Europejska wyprawa - before

Początek międzynarodowej przygody bardzo miły. Travel zapowiada się sympatycznie i oby nie tylko się zapowiadał. Z dwóch najbliższych dni opadł stres i oby nic nieprzewidzianego się nie wydarzyło.
A jak wrócimy,to już będzie gotowość do akcji "Resovia, nasza Resovia" :))) Juuupiii!:)
Nawet jakoś się dogaduję z naszymi zagranicznymi gośćmi, ale mój angielsko - niemiecki miszung jest imponujący!:D Od siedmiu lat żyłam w przekonaniu, że jestem "niemiecka", a w praktyce okazuje się, że chyba jednak english. A najlepiej mieszanka tych dwóch.:D

Trzymajcie kciuki za środę i czwartek.
See you soon.:)










piątek, 12 października 2012

Pyza i nowy mechanik:D

Piątek. Tygodnia koniec i początek, jak co piątek miał być czystą pro formą. Pyzia rano wstała nie do końca zadowolona, że trzeba wstać, ale przełknęła sprawę, ubrała się w ulubioną nową bluzkę, nie była pewny czy dyżuruje od rana czy nie, chyba się z kimś zamieniła, cośtam zjadła i takie tam. Następnie wystroiwszy się całkowicie i spakowawszy swe zabawki, udała się do auta stojącego przed domem. No bo wciskać się każdego dnia przez ten wąwóz do garażu... nieeeeee.
Pyza wsiadła do auta, oj - szybki prawie zmrożone, ale spokojnie,drapać nie trzeba.Aj, aj, późnawo. No to szybko, trzeba pozbyć się tego czegoś z bocznych szyb. Szyba główna - wiadomo, traktowana wycieraczką, no ale przecież nie będą marzła, żeby te z boku wycierać. Pyza od dawna ma na to metodę - szybki, szybki w dół i szybki, szybki w górę, i szyby czyste. Luksus szybek elektrycznych upraszcza zadanie, które Pyza wykonuje każdego zimniejszego ranka. Tylko dziś nie do końca się udało, bo szybki w dół, a i owszem, zeszły. No...i na tym koniec. Ja je wciskam, one ani drgną, i ta z lewej, i ta z prawej (bo "czyszczę" obie naraz, na co pozwala elektryka wspomniana). WTF???
No więc zostałam o 7:38 w dość zimny poranek, z dwiema opuszczonymi do granic możliwości szybami.:]
- Mąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąąążżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżżż!!!!!!!!!!! Zawieź mnie prędko do pracy, bo szyby nie chcą się podnieść i nie mogę tak przecież zostawić auta przed pracą!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Musiałam brzmieć dramatycznie, bo mąż popędził jak oparzony. Dotarłam spóźniona 7 minut na dyżur (jednak nie tym się zamieniałam), ale chyba nikt nie zauważył. Zresztą po 4 km z dwiema otwartymi szybami miałam to szczerze gdzieś - nie polecam.
Z racji swego zawodowego nieróbstwa i wczesnego powrotu ( 4 km powrotne spacerkiem - dobry spacer nie jest zły, na szczęście było trochę cieplej ), opcja "zrób coś z tym" spadła na mnie. W sumie ja zepsułam. Wsiadłam więc w autko, wyjechałam z garażu z dwiema nadal otwartymi szybami pojechałam zawierać kolejne znajomości z mechanikami :D Pół biedy, że to bliziuteńko.:) Wyklarowałam panu mechanikowi, że jak zsunęłam, tak zostało. Nie darowałam sobie oczywiście postawienia diagnozy, że to chyba bezpiecznik, pan mechanik oznajmił, iż żywi szczerą nadzieję, że to tylko bezpiecznik, bo ich tu dziś trochę mało i jak to nie tylko bezpiecznik, to mamy mały problem.:] Mamy, heh! Pan mechanik podesłał mi pana mechanika drugiego z informacją, że "stało się...pani Ci wytłumaczy". Tak, u mnie to normalne, że za jedną wizytą poznaję minimum dwóch mechaników.;) Z panem mechanikiem drugim tez podzieliłam się swoja diagnozą, pan mechanik drugi śladem pana mechanika pierwszego też wyraził szczerą nadzieję, że ma nadzieję, iż mam rację (lubię ich:D). No i zabrał się dzieło czynić pan mechanik drugi. Zdjął pokrywę, oczom mym (i pana mechanika drugiego) ukazało się duuuuuuuużo prostokącików (tak,tak-bezpieczniki:D), pan zaczął dziubać, a ja w modły, bo bez auta to jak bez ręki, trzustki i dwunastnicy. Szczęśliwie nim skończyłam Ojcze nasz, szyby poszły w górę!!!! Kocham pana mechanika drugiego! Niestety nie posiadałam kompletu bezpieczników, więc pan mechanik drugi powiedział, że muszę u nich kupić, ale za chwilę oznajmił, że nie muszę, bo kolega ma w aucie i mi go tam po prostu wczepił.
Zapłaciłam za usługę, bezpiecznik chyba w prezencie ;)
I tak szczęśliwie zakończyła się moja dramatyczna przygoda z bezpiecznikiem i kolejnym mechanikiem.:) Tak, dramatyczna - kto nie rozumie dlaczego, niech zsunie dwie szyby w aucie i przewiezie się tak jutro rano.;)
Chyba założę sobie specjalny notesik, do którego będą mi się wpisywali moi kolejni mechanicy.:D Tylko tym razem to nie była urojona diagnoza.:)

A za tydzień jeeeeeeeeedzieeeeeeeeeemyyyyyyy. Zaksa - Resovia:DDDDDDDD
I wszystko się udało:)

czwartek, 11 października 2012

A tak wychodzę w piątek z pracy...


Nie mogłam się powstrzymać :)))

Powrót :)

Pomimo wielu dotychczasowych propozycji na to, jak powinno brzmieć jedenaste przykazanie, stwierdzam, że bezapelacyjnie powinno ono brzmieć: Pamiętaj, abyś miał jakąś pozytywną szajbę w życiu swym. 
A żem prawa chrześcijanka, moja najnowsza szajba wraca.
Słuchawki, muzyka na full i nie robię dzisiaj absolutnie NIC!!! Jutro też nie. Just chrzanić to.

Pozytywne wibracje:


Któregoś dnia...

W środę zawsze wydaje mi się, że już czwartek.W czwartek zawsze mam wrażenie, że jest środa. Na szczęście nie jest! Ale i tak czwartek mnie wymęczył ( może przez to wrażenie ).Tak mnie wymęczył, że nawet nie mam siły cieszyć się piątkiem.;) Bo z tym piątkiem to jest tak, jak z króliczkiem - chodzi o to, żeby go gonić, a nie mieć. I może właśnie dlatego piątek najlepiej smakuje...w środę?;)

Nastrój na teraz (skupiamy się na tekście - wiadomo):


środa, 10 października 2012

Pyzy budzą się w środę:)

Ponoć "we środę" też jest poprawnie.

Tak, pyzy budzą się w środę, tak wynika z rytmu wyznaczonego przez mój plan lekcji. Budzę się w środę i od środy przygotowuję się do kolejnego weekendowego stanu zawieszenia międzykonspektowego. Ten plan mi nawet pasuje, wkurza mnie tylko to, że to jakiś głupi plan lekcji, nawet niecałoetatowy, wyznacza mój rytm;/ I że za marną czterocyfrową wypłatę z najniższego poziomu czterocyfrowości pracuję całymi dniami, wieczorami, a czasem tkwię do nocy w stosie makulatury. No ale cóż - nie ma co się przejmować, nie ma co narzekać, grunt, że - jak to w środę - czuć piątkiem!!!:) No i że chyba Zaksa - Resovia czeka!:)))

I jeszcze małe znalezisko facebookowe:


Niestety nie jestem perfekcyjną panią domu, mam na swoim koncie tylko mycie lodówki o 4:30 - wyższa konieczność i raczej wkurzenie, aniżeli cokolwiek innego.;)

środa, 3 października 2012

Dowcip literacki

Stary, ale w niezłym stanie:

Kowalscy postanowili wybrać się do opery - kiedyś w końcu trzeba. Stoją wystrojeni w kolejce, przed nimi stoi para, mężczyzna zwraca się do kasjerki:
- Tristan i Izolda, dwa poproszę...
Nadchodzi kolej Kowalskiego:
- Jadwiga i Stefan, dla nas też dwa.

Niech to będzie radosne zwieńczenie tego aż nad-literackiego wieczoru.:)

...naukowy

Profesor rozmawia z profesorem:
- Wiesz, najlepiej to byłoby mieć i żonę, i kochankę.
- ???
- Żona myślałaby, że jestem u kochanki, kochanka - że u żony, a ja cichutko do biblioteki...

A ja gdybym miała żonę i kochankę, to zatrudniłabym obie do produkcji konspektów.:)

...i motoryzacyjno - gastronomiczny

Kumpel, chcąc pochwalić się przed kumplem nowym samochodem, zabrał go na przejażdżkę. Przy okazji postanowił rozwiać swoje wątpliwości odnośnie eksploatowania nowego nabytku:
- Stary, nie wiem tylko, jak często powinienem zmieniać olej.
- Hmmm... mój kumpel zmienia raz na miesiąc.
- Tak, a co ma?
- Budkę z frytkami.
:)


Po trzech konspektach jednego wieczoru człowieka już wszystko śmieszy...

Fenomen środy

Mój obecny układ tygodnia jest zgoła interesujący - na poniedziałek nie warto brać rozpędu,bo to czysta formalność. Ot, taka poweekendowa przebieżka na 60 metrów, bo nim skończy się poniedziałek, zaczyna się taki niby piątek, tylko lepszy,bo nie trzeba sprzątać w tą niby - sobotę.;) Wtorek - wiadomo.Środa taki maratonik, ale szybko mija, a potem czuć już tylko coraz intensywniejszy powiew kochanego piątku. Właściwie zanim tydzień się zacznie, to już się kończy - jeszcze wczoraj był początek tygodnia, a teraz już w sumie ma się ku końcowi... Czas po prostu zapiernicza... I to trochę przerażające.

Ale teraz cieszę się, że gorsza część środy minęła i na horyzoncie widać miły dla oka obraz kolejnego weekendu:) Mam nadzieję, że miły dla oka - wszak nie chwal dnia...
:)

poniedziałek, 1 października 2012

Nowe święto w kalendarzu :)

Coś jak Trzech Króli od kilku lat ( dwóch? )
Niestety dobroci kuchni francuskiej, ustrzelone wzrokiem wczoraj w gazetce promocyjnej, nie spotkały się z poklaskiem jednoosobowego audytorium ( w sumie dwuosobowego - moje podniebienie też niezawojowane ) i skończyło się na banalnym hamburgerze i banalnej, choć pysznej knyszy. Prawie tak samo pysznej, jak ta historyczna z tuńczykiem, z uwielbieniem  konsumowana w latach 2005 - 2010.
Plus Wein.

Cóż powiedzieć - jakie małżeństwo, takie rocznicowe menu...
;)