O mnie

"Jeśli jesteś uwięziony pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co wypada zrobić i co pomyślą inni, zawsze wybieraj to, co może sprawić, że będziesz czuł się szczęśliwy. Chyba, że chcesz, by szczęśliwi byli wszyscy oprócz Ciebie!" Nie odkładam marzeń. Odkładam na marzenia:)

piątek, 31 sierpnia 2012

Krzepiące :)

Lubię na to patrzeć - po prostu:)
Polecam oglądać ze słuchawkami na uszach - według mnie wrażenia są lepsze.:)


środa, 29 sierpnia 2012

Nie chcę mi się i się nie zmuszam

Bo i po cholerę? Za krótko to wszystko trwa i zbyt niespodziewanie może się skończyć, żeby trzeba było się zmuszać. Póki co po prostu nie mam na to siły.  Nie mam siły na codzienność. Jeszcze nie ogarnęłam - się i tego wszystkiego.
Paradoksalnie wybawieniem staje się teraz praca, na którą tak psioczyłam jeszcze tydzień temu. Na samą myśl o wizycie w moim przybytku edukacji robiło mi się niedobrze, teraz cieszę się, że mam w co schować swoje myśli. Te cholerne rozkłady, dzienniki, przydziały i wymagania stają się antidotum na rzeczywistość. Jeszcze nieraz przeklnę szkołę, ale teraz mogę powiedzieć, że się na nią cieszę. Na nią i na dzieciaki, które znów spotkam i z którymi znów będę się użerać - w trzecim roku pracy jestem już tego świadoma.:)
Przejmować się nie zamierzam - życie bardzo dobitnie pokazuje, co jest problemem, a co nie jest i z pewnością nie jest nim praca i wszystko to, co przed wakacjami przyprawiało mnie o nerwowy ból brzucha.

Co z aktualności? Oficjalny przydział obowiązków pokazuje, że portfel po wypłacie może nie spuchnie do niewyobrażalnych granic, ale łeb też nie powinien mi puchnąć od natłoku obowiązków, a i groźby zagłodzenia nie ma - jakby co moje zapasy tłuszczowe na pół roku spokojnie wystarczą!;) No i... wolne poniedziałki, wolne poniedziałki!!!:)
A ponadto? Ponadto nadal oswajanie rzeczywistości. Dla mnie wciąż jest ona niewyobrażalna, pomimo że jestem daleko i bądź co bądź - niedługo...

Miałam myć okna, podłoga od tygodnia nie widziała mopa, robienie konspektów też mi zwisa.
Jeszcze nie teraz. Teraz takie pierdoły mnie nie przerażają.

Grunt, że wolne poniedziałki.:)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

"Nie bądź pewny, że czas masz...

... bo pewność niepewna"






Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze jest to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym właśnie sęk!
                            
                                                                                           Michaił Bułhakow



Plany vs Życie 0:1

Z ostatnich dni na plus mogę odnotować tylko to, że mój byt materialny jest zapewniony na 12 kolejnych miesięcy. Ale jakie to ma właściwie znaczenie? Czy w życiu cokolwiek może być "zapewnione"?

A reszta jest bolesnym kopniakiem w tyłek...

wtorek, 21 sierpnia 2012

1001 ! :)))

Ten, kto dziś rano odwiedził Pyzę, trafił na 1001 otwarcie mojej strony, analogicznie - ktoś, kto był tu wczoraj późnym wieczorem, otworzył stronę tysięczny raz. :) Dla jasności - moje wejścia się nie liczą,więc to tylko Wy!:) Oczywiście, nie jest to "Igłą szyte" ze swoimi mega wysokimi słupkami oglądalności, ale za to ja jestem mega wdzięczna, że chce Wam się czytać o pyzatych rozterkach i obserwacjach.:) Dzięki:*

Jako ciekawostka poniżej mapka krajów, z których wchodzono na pyzatą stronę - im ciemniejszy kolor, tym częściej, rzecz jasna:


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Seans u psychoterapeuty

Prawie jak u psychoterapeuty. ;) Była kozetka, było odprężenie, były kobiety, które rozumieją, do tego pyszne ciasteczka (tak, wiem, od ubiegłego poniedziałku miałam być na diecie proteinowej, nie jestem,ale na rower chodzę regularnie!) i kawa rozpuszczalna z duuuużą ilością mleka. W bonusie uroczy słodziak, który jak zwykle sprawi, że przez tydzień zechce mi się dzieci, na szczęście rok szkolny u progu, to szybko mi przejdzie. Słowem - spotkanie z H & M. Nie, to nie sklep, to dwie istoty, które tak jak ja czasem potrzebują duchowego oczyszczenia. Ja po dzisiejszym czuję się oczyszczona duchowo, gdyż wylałam swe żale do świata i ludzi. Wróciłam tak oczyszczona, że moja iście przejrzysta aura udzieliła się nawet mężowi, który wczoraj zrobił ze mnie durnia ( manifestując przed młodszym i starszym pokoleniem, jak dupiatą sprawą może być małżeństwo), a dziś nawet nie wie z jakiego powodu. :] Nieistotne zresztą - resztki jadu wypociłam wieczorem na ścieżce rowerowej.

Dzień zaliczamy ( znaczy ja zaliczam ) do udanych, drugi seans oczyszczający w przeciągu tygodnia, a jak dobrze pójdzie, to może będzie i trzeci, nie licząc tych doraźnych przez Fb, gg czy sms. Jest nadzieja, że nie zejdę z rozumu.;)

A na koniec dnia obfitującego w katharsis zagadka: co będzie prawdopodobnie 20. października 2012 i musi się udać? ;) Kto zgadnie, ten... ten co? Hmmmm... jak powiem, co ten, to żadna zagadka... Kto zgadnie, ten nie pożałuje!;)

:)))

piątek, 17 sierpnia 2012

Stumilowe czasy :)

A jakby co, to Kubuś Puchatek zawsze do dyspozycji. :)))




Miało być o przyjaźni, a znów jest o siatkówce ;)

Bo ta siatkówka to jakaś taka życiowa ze wszech stron.;)

Na początek się wytłumaczę - post inspirowany wizytą w nowoodmalowanym domu z duszą i pomidorkami koktajlowymi. Było ładnie, to i coś ładnego chciałam tu napisać, dodać, bo wiem, że czytacie. :) Szukałam, szukałam - nie tylko w łepetynie mej czasem kreatywnej, no i jakoś tak się złożyło, że najlepszą kwintesencją tego, co można powiedzieć o przyjaźni jest filmik z siatkarzami w roli głównej! Zróbmy więc tak - kto tam łapie, o co biega w klimatach, to wszystko będzie wiedział, a dla reszty - w filmiku chodzi o to, że ten rudy jest zawsze obok tego wysokiego przystojnego, no dobra - trochę przystojniejszego.;)

A tak już całkiem poważnie - cudownie mieć ludzi, dla których można napisać coś o przyjaźni przez wielkie P. Pamiętajcie więc, że w tym poście, nie chodzi o siatkówkę, tylko o Przyjaźń.:)

Ze szczególnym pozdrowieniem dla gospodarzy domu z duszą i pozostałych prawdziwych na duże P. :)



"Wszystko, czego dziś chcę..."

... ujęte zostało w tych życzeniach:

Życzenia dla Ciebie, nie zerkaj za siebie,
Idź śmiało przez życie, podkochuj się skrycie (  hmmmm...;p ),
Kontroluj swe żądze, zarabiaj pieniądze,
Lekceważ pętaków, unikaj cwaniaków,
Przepisów przestrzegaj,  na sobie polegaj,
Lecz przede wszystkim pokaż im wszystkim...


Podkreślone - ulubione:) Żądza walki się odzywa... i nie będę jej kontrolować. :)

Dziękuję :*


I nadchodzi,proszę Państwa! :D

Niech Was nie zmyli ta buźka, ja się wcale nie cieszę (że nadchodzi), aczkolwiek ubawiłam się po pachy!


"- Proszę pani, proszę się uspokoić, bo zaraz pojadę po premii!
- Przepraszam, po czym?" :D:D:D


A zresztą, co ja będę mówić - kto kiedykolwiek miał zaszczyt, ten wie...
;)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Pyzy radości małe :)

Siadłam, zebrałam się, napisałam. :) Znów poczułam, że pisanie to chyba to, co kocham i może umiem dobrze robić... Kocham wpadać w ten niewytłumaczalny trans, kiedy łapię wiatr w żagle i płynę po fali słów, które same wpadają mi do głowy.
Może nie powinnam była dać się zwieść chwilowemu zachwytowi po praktykach pedagogicznych, tylko iść za ciosem, który mnie powiódł na ten, a nie inny kierunek. Z drugiej strony - nic nie dzieje się bez przyczyny i każdy jest kowalem swojego losu. Nic straconego.:)

W każdym razie odbiorca zadowolony, choć nie należy się nim sugerować, bo to istotka, która od siedmiu lat jest bezkrytyczna względem mnie;) I za to <3 A ja się jeszcze muszę przespać z moim tekstem, a potem podłubać w jego szczegółach, tak jak dłubie się przy uszytej już sukience i likwiduje odstające nitki.:)

Czasem lubię poniedziałki.:)))
A jutro dom z duszą.:)



Kocham Was wszystkich:)


Powiew studenckich wspomnień :)

Czy A_psik pamięta, jaki ubaw miałyśmy, widząc reklamę tego wydania na tablicy przed sąsiadującą z naszym M-3 księgarnią na M?:) A że było to w czasach, gdy Pyza kochała swoje "seicento koloru brzoskwiniowego" i "fruwające kolczyki, które pod kolor pasują do jej bryki"...
Swoją drogą ciekawe czy szanowna koleżanka pamięta z jakiego klasyku naszej studenckiej twórczości pochodzą te cytaty? :DDD

A przed Państwem Pyza:


:))))))))))))))))))))))))))))))



Igrzyska, igrzyska i po igrzyskach

Niech ten post będzie drugą częścią mojego zadośćuczynienia za to, że do połowy lipca nie miałam pojęcia o tegorocznych igrzyskach. Myślę, że odkupiłam swe winy (choćby tym winem zmieszanym z potokiem łez tak gorzkich, że aż miałam zgagę po feralnym meczu - było minęło). A tak serio - jakoś tak głupio bez tych igrzysk w TV, a człowiek, który siedzi sam w domu od rana do późnego popołudnia coś może na ten temat powiedzieć. Ile można oglądać ( a raczej odsłuchiwać, bo tak to mam zwykle ) powtórki? A tu i emocje były, i nieprzewidywalność. No cóż - było, minęło. "Nic nie może przecież wiecznie trwać..."

Ogólnie jestem istotą szybko przywiązującą się do wszystkiego, szybko się przyzwyczajam nawet do jakiegoś rytmu dnia, do ludzi, którzy są wokół choćby przez krótki czas, nawet do oczekiwania na coś, do jakiejś myśli. Nie lubię kiedy kończy się coś fajnego, ale z drugiej strony wiem, że to COŚ jest tak fajne dlatego, że nie trwa wiecznie.

Wracając do igrzysk - niewiele mogę powiedzieć o ceremonii zamknięcia, bo trochę ją przespałam,w zasadzie tak od połowy, ale to, co widziałam, zanim zasnęłam, było niezłe.:) A tak z osobistych pyzatych rozważań... to chyba były pierwsze letnie igrzyska, które wydały mi się równie ładne, jak zimowe. Zawsze jakoś te drugie bardziej mnie poruszały. Mogę też powiedzieć, że te igrzyska to dla mnie symbol czegoś zupełnie nowego i przewrót w moich kręgach zainteresowań, którego w życiu bym się nie spodziewała. Bo oto ja, poważny (!!!) pracownik sektora publicznego, któremu (pracownikowi, nie sektorowi!) siatkówka raczej obca, wpisuję na listę swoich marzenioplanów mecz siatkówki właśnie! A nakłania, zachęca, nakręca mnie tym przedstawiciel populacji gimnazjalnej, na którą przez ostatnie miesiące wylałam więcej jadu niż w ogóle posiadałam!;) Na szczęście nie na wszystkich - są jeszcze dinozaury na świecie.;)

Konkluzja: bez względu na wiek trzeba się ciągle na coś pozytywnie nakręcać. Inaczej wszyscy byśmy zwariowali na tym świecie.:)

Dowcip tygodnia :)

Od wczoraj się nim jaram :D

Mąż i żona jadą autem przez wieś, a że są po ostrej kłótni, nie odzywają się ani słowem. Nagle zauważają pasące się świnie, żona złośliwie mówi:
- Popatrz, Twoja rodzinka!
A mąż na to:
- Tak, teściowie!


Hahahahahaha:DDD

No, to już nic więcej nie powiem:D

niedziela, 12 sierpnia 2012

Czas pisania,pisania to czas :)

Nazbierało się robótki, nazbierało się okazji - uświadomiłam sobie właśnie, że wszystko jest coraz bliżej, że to już za chwilę i wreszcie trzeba coś fajnego napisać, wymyślić, ułożyć i po prostu rozruszać swoją kreatywność, dołożyć atramentu do stalówki wbudowanej w mojej głowie. Jutro więc do piór, narodzie! Najpierw teksty użytkowe, potem rozrywkowe.


A potem może jeszcze to:

środa, 8 sierpnia 2012

...

Nawet przy Małyszu tak nie beczałam, a przez kilka ładnych lat byłam wielkim i oddanym kibicem...
Jak zwykle podeszłam do sprawy po babsku ;(
Ktoś, kto ma tak miękki tyłek jak ja nie powinien oglądać żadnych ważnych wydarzeń sportowych...

Życie... To chyba jedyny dobry komentarz...

Ech...

Muszę!:)

8 minut do ćwierćfinału! Na moich oczach dzieje się historia, dlatego ten dzień postanowiłam tu upamiętnić z nadzieją, z OGROMNĄ NADZIEJĄ, że jeszcze dwa takie dni będę mogła tu upamiętniać w tym tygodniu.:)
I nie wiem, co jeszcze napisać.

Let's go, guys!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Tarta on the top!

U mnie zdecydowanie! Bardzo chętnie ostatnio wykorzystuję formę, w którą się zaopatrzyłam przy okazji sylwestrowej potrawy.
A to już dzisiejszy obiad, którego mąż zapewne nie ruszy, toteż są i klasyczne kotlety:] Przepis znaleziony wczoraj. Tarty wprawdzie można przyrządzać i na słodko, i na ostro, ale ja jakoś preferuję na ostrrrrrrro, hehe;) Wszak nie ma co sobie za bardzo słodzić.;)
Muszę przyznać, że faktycznie jest ostro, może dlatego, że pomyliłam torebki i dodałam najpierw łyżeczkę papryki słodkiej, zamiast ostrej, a potem, żeby się zrehabilitować, dodałam jeszcze dwie i pół łyżeczki ostrej.  :D Ogólnie - całkiem ok, choć brokuł jakiś mdławy. Ale czy przy doprawionym kurczaku i doprawionym (solidnie!) "sosie wierzchnim" brokuł musi być wyrazisty? A może to dlatego, że nie dodałam zalecanego sosu sojowego, którego nie posiadam i nie kupiłam.
Smaczne i łatwe w przygotowaniu, sycące i niebrudzące wielu garnków (wielki plus!).
Efekt:


A z profilu:


http://www.wielkiezarcie.com/recipe58383.html

To kto, na co i kiedy wpada?
:)

Quiche lorraine, czyli łyk kuchni francuskiej

Przepis na placek lotaryński (bo można i tak) w mojej kuchni jest pamiątką po ostatnim Sylwestrze, gdzie z menu - bądź co bądź - trochę się przeliczyliśmy, mam na myśli stosunek ilości jedzenia do ilości gości;). Tak czy siak, wspomnienia tak towarzyskie, jak kulinarne, są miłe. A jednym z nich jest właśnie quiche lorraine przywieziony przez Państwa S. (już niebawem!:D)
W mojej - mojej kuchni bardzo długo nieobecne były potrawy, które wymagały przygotowania ciasta na spód czy jakiegokolwiek poważniejszego miksowania. Bo najpierw nie miałam miksera, a jak już go miałam, to i tak trwałam w przekonaniu, że z ciastem, to mi się jednak nie upiecze. Ale w te wakacje się przełamałam, właśnie przepisem na placek lotaryński. Choć mam wrażenie, że wychodzi ciut zakalcowato (a może tak ma być?) to jednak nie taki placek straszny, jak go malują.:) Sami zobaczcie, myślę, że wierzch całkiem ok. Smak jeszcze lepszy.:) Dziękuję więc szanownej koleżance za "zaprzyjaźnienie" mnie z potrawą, która przełamała mą niechęć do placków.;)


I przepis: http://www.makecookingeasier.pl/na-obiad/quiche-lorraine-z-boczkiem-i-cebula/

W sposobie przygotowania pomięto jakoś kwestię oliwek. Na zdjęciach widać, że są one w całości wrzucane do boczku i cebuli, ale że ja zauważyłam to dopiero teraz, to moje oliwki były krojone w plasterki i wrzucane na masę jajeczną mniej więcej w połowie zapiekania. Tak sobie wymyśliłam.:)

Kulinarne zaległości

W końcu się zmobilizowałam i z wysokości mojego balkonu, po przyjemnej i troszkę męczącej wycieczce rowerowej, zabieram się do nadrabiania zaległości i publikowania tego, co zalega. Zaczynam od mojego pierwszego wakacyjnego obiadu - brokuł w cieście, a cały wic polegał na tym, że ciasto było koperkowe. Jak dla mnie trochę słodkawe ( może za dużo koperku?). Ową słodkawość łamał jednak mój sos czosnkowy, który wreszcie mi smakuje, jak robię go sama, bo bardzo długo uważałam, że jakoś innym wychodzi lepiej.:)

Poniżej fotka i link do przepisu, jakby ktoś poczuł się zainspirowany.:)



http://jaksliwkawkompot.blox.pl/2009/07/Brokuly-w-ciescie-koperkowym.html

Btw - brokuł czy brokuły? SPP głosi, że wprawdzie brokuł, ale zwykle występuje w liczbie mnogiej. Jak dla mnie - jeśli przyrządzę 3 "główki" to powiem, że BROKUŁY, jeśli jedną, to brokuł.:)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Nie dziel skóry na niedźwiedziu, czyli słów kilka o narodowym malkontenctwie

Nie zamierzałam pisać o tym w ogóle, ale szlag jasny mnie trafia. Jeszcze przed chwilą miałam prawie gotowy elaborat na temat naszych cech narodowych. Ostatecznie postanowiłam powiedzieć krótko i węzłowato, o co mi chodzi. Otóż wkurza mnie bardzo, jak w naszym pięknym kraju na miesiąc przed igrzyskami media obwieszają medalami sportowców... nie, jeszcze krócej się wyrażę - jestem wściekła, kiedy po nieudanym meczu, zapewne jeszcze zanim siatkarze skończyli brać prysznic, nasi rodacy już snują teorie o dymisji trenera, sprzedanym meczu i nieudolnej drużynie. Podobnie zresztą było przecież podczas Euro. A sport to tylko sport, jak ktoś mądrze powiedział - nie statystyki zdobywają medale i na tym cały wic polega. Dlatego jest tak pasjonująco - bo jest nieprzewidywalnie! Krew się we mnie gotuję, kiedy słyszę te wszystkie studyjno - komentatorskie rozważania o łatwym przeciwniku i pewnych złotych medalach. No to mamy za swoje, tylko pewnie niczego nas to nie nauczy:/
Nie wyszło, po prostu nie wyszło, choć w rzeczywistości piłka nadal w grze i jeszcze nie wszystko jest do dupy. Przecież w sporcie, tak jak i w życiu - nie zawsze da się wykalkulować i zaplanować, byłoby w sumie dosyć nudno, gdyby tak się dało. Dlaczego więc jesteśmy takim dziwnym narodem, w którym liczy się tylko białe albo czarne - albo ktoś jest dobry albo jednoznacznie zły? Nie bądźmy do cholery aż takimi marudami! Sama ( i chyba każdy z nas) czasem wpada na jakiś fałszywy ton i wtedy wszystko jest źle, ale przyznam, że kiedy ktoś już przesadza z szukaniem dziury w całym, to doprowadza mnie to do szewskiej pasji. Tak jak właśnie dziś po przeczytaniu kilku pomeczowych komentarzy. Odniosłam wrażenie, że w zasadzie byłoby lepiej, gdyby tym biednym siatkarzom nie przydarzyły się te ostatnie sukcesy - wtedy nikt niczego by od nich nie wymagał i do nikogo nie byłoby pretensji, po prostu mieliby spokój.
Jeśli chodzi o mnie - tak czy siak i bez względu na to, co dalej - wielki szacun! Bo ja niczego nie potrafiłabym zrobić tak jak oni i to począwszy od tego, że w życiu nie odebrałabym takich zagrywek jak oni (bądźmy szczerze - prawdopodobnie żadnych bym nie odebrała:D), najprawdopodobniej wielkim kłopotem byłoby dla mnie przebicie piłki przez siatkę;), nie wspominając już o tym, że przez większość czasu miałabym żyć na walizkach, z daleka od rodziny (przecież ja minimum 2 razy dziennie dzwonię do rodziców!) Nie chciałabym też być w ich skórze, kiedy podczas meczu nic nie wychodzi, ale i tak trzeba się skupić.
Konkluzja - wyluzujmy czasem z tym narodowym marudzeniem. Wierzyć w kogoś, a wywierać presję to chyba co innego. Co nie zmienia faktu, że było mi dziś bardzo smutno, ale i tak ich uwielbiam, mimo to nie zamierzałam kolejnego postu poświęcać siatkówce (bo się na niej nie znam). Uznajmy więc, że to nie było o siatkówce, tylko o życiu.:)

PS: Ten post mnie nie satysfakcjonuje, ale publikuję, skoro już poświęciłam czas na pisanie. Chyba dzisiejsza rowerowa przejażdżka w szczerym słońcu wysuszyła moją wenę i pomysłowość. Jak zwykła pisywać więc pewna miła pani : "Przepraszam, że chaotycznie, mam nadzieję, że się połapiecie";) :*
Całuję i... "trzymajmy kciuki za naszych".:)

I chcąc nie chcąc, wyszedł elaborat. A chciałam krótko...

piątek, 3 sierpnia 2012

Możesz być kim chcesz!

Chyba powinnam jeść produkt M. firmy Z., żeby zostać, kim chcę. To straszne mieć tyle lat co ja i ciągle nie wiedzieć, czego się tak do końca chce. Stąd też apel do nielicznych, acz wiernych czytelników: NIECH MNIE KTOŚ KOPNIE W D...! Przecież mam tyle fajnych pomysłów (skromność:D), a ciągle brakuje mi jakiejś motywacji i zebrania się w sobie. Wiem doskonale, że nic już nie dadzą rozważania pt. "gdybym w gimnazjum posłuchała rodziców i chodziła jednak na lekcje tego, tamtego i owego, to dzisiaj..." Dzisiaj też jest dzień, dzisiaj też można coś zacząć, żeby za 2, 3, 4, 5 lat nie mówić, że "gdybym 5 lat temu zaczęła...". Ja to wszystko wiem, ale...
W każdym razie uprasza się o kopa. Dziękuję.

Btw - w gruncie rzeczy małe rozstania ( przed którymi bardzo wzbraniałam się jeszcze kilka lat temu) służą małżeństwu. Wystarczyły 2 dni i jakoś lepiej to wygląda.:)
Miły piątkowy wieczór z mężem, malinowym piwkiem i olimpiadą. Nawet medalE są!:) Yeaaahh!!!:)))